Niezwykłe wyzwania podróżniczki z Tarnowa
Adrianna Jarczyk to znana tarnowska podróżniczka, która zwiedziła już niemal pół świata. Głośno było o niej trzy lata temu, kiedy to z powodu pandemii, „utknęła” na ponad rok w Caracas w dalekiej Wenezueli. Cztery dni przed tym, jak wsiadła na kajak, żeby przypłynąć Wisłę wróciła z drugiej półkuli, gdzie odbyła nie mniej ekscytującą podróż. Razem z tatą przejechali na wypożyczonych motocyklach ponad 4500 kilometrów z Bogoty do Limy, przez trzy kraje Ameryki Południowej, przekraczając po drodze równik, pokonując dżungle i pustynie. Ada dokonała tego, mimo że wcześniej na motocyklu jeździła jedynie sporadycznie. Podobnie zresztą, jak na kajaku.
- W życiu kieruję się zasadą: „na przypale, albo wcale”. I to mnie nakręca oraz sprawia, że podejmuję różnego rodzaju wyzwania, które dla innych nie mieszczą się w głowie – przyznaje tarnowianka.
Jak przyznaje, pomysł na przepłynięcie Wisły kajakiem zrodził się zupełnie przez przypadek w ub. roku, kiedy była w... Egipcie. - Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby poznać ten starożytny kraj z perspektywy Nilu. Mimo wszystko staram się podchodzić rozsądnie do moich pomysłów, dlatego postanowiłam, że dobrą okazją do sprawdzenia się w kajaku będzie przepłynięcie wcześniej Wisły – tłumaczy podróżniczka.
Trudne początki wyprawy Wisłą
Przygotowania do wyprawy nie były długie, niemniej jednak plan podróży konsultowała z innymi śmiałkami, którzy mają na swoim koncie podobne wyczyny i znają różne zawiłości królowej polskich rzek.
- Wydawało mi się, że będzie to lekka i przyjemna wyprawa. Że Wisła będzie mnie niosła aż do morza. Tymczasem już pierwszy dzień pokazał, że łatwo nie będzie – opowiada Adrianna Jarczyk.
Tarnowianka planowała wyruszyć z Goczałkowic. Z pomocą znajomego zwodowała kajak i zaczęła wyprawę. Zaplanowała sobie, że do Bałtyku dopłynie w 21 dni. Pokonanie pierwszych sześciu kilometrów zajęło jej dwie godziny. Zamiast płynąć, część trasy musiała przejść na nogach brodząc w wodzie i ciągnąc za sobą kajak. Nie przewidziała bowiem tego, że poziom Wisły w czerwcu będzie tak niski. Ostatecznie przeniosła start spływu do ujścia Przemszy, gdzie rozpoczyna się szlak żeglowny na Wiśle.
- Kolejne dni wcale nie były łatwiejsze. Rzeka na początku praktycznie wcale nie niosła i trzeba było się sporo nawiosłować, aby trzymać się planu i odhaczać kolejne kilometry. Tych było do przepłynięcia bowiem blisko tysiąc – wyjaśnia podróżniczka.
Średnio każdego dnia miała do przepłynięcia dystans niespełna 50 km, ale zdarzało się, że pokonywała ich więcej.
Trzymanie przez kilkanaście godzin wiosła w rękach powodowało, że drętwiały jej palce, a ból budził ją co rano. Z każdym dniem zżywała się jednak coraz mocniej z rzeką, odkrywała ją, przez co – jak mówi – zapracowywała sobie na jej zaufanie. Korzystała z niego kilkukrotnie, żeby zrealizować zaplanowany plan podróży. Tak było m.in. w rejonie Kazimierza, gdzie dopadła ją burza, a mimo to płynęła dalej, czy koło Włocławka, gdzie zdecydowała się przepłynąć zalew, mimo że zapadł już zmrok i niewiele było widać.
W trakcie podróży kibicowało jej mnóstwo osób. Przy rzece, w wielu miejscach w kraju czekali na nią znajomi. Ale pozdrawiali ją także przypadkowi spacerowicze oraz wędkarze. Prawdziwą furorę robiła płynąc m.in. przez Kraków czy Warszawę. W rejonie Opatowca natknęła się na uczestników Rejsu Solidarności Pokoleń, którzy na zmontowanej własnoręcznie barce, podobnie jak ona płynęli Wisłą w kierunku Fromborka. Za Nieszawą z rzeki wyciągnęła z rzeki niezwykłe przesłanie, schowane w butelce. Okazało się, że wrzucony do Wisły list był symbolicznym hołdem dla zmarłego pana Wiesia – inicjatora i pierwszego prezesa WOPR we Włocławku. Była pierwszą osobą, która go odczytała. Po tym, jak wysłała sms-a na podany w liście numer telefonu, zamknęła przesłanie do butelki, a tę wyrzuciła z powrotem do Wisły.
Przed nią kolejne wyzwania
Do Bałtyku wpłynęła zgodnie z planem – 24 czerwca po trzech tygodniach spędzonych na wodzie.
- Dałam radę, Pokonałam wszystkie trudne chwile i udowodniłam sobie swoją siłę. Zżyłam się z rzeką i z przyrodą, która mnie przez trzy tygodnie otaczała. Będę tęsknić za wypatrywaniem bobrów wieczorami, za kaczkami, które nigdy nie chowały się przed deszczem, za znajdywaniem muszli małż na piaszczystych plażach Wisły – napisała na finał swojej podróży na swoim blogu Gonna Travel na facebooku, gdzie na bieżąco umieszczała relację z trasy. W jej trakcie nocowała w różnych miejscach, rozbijając namiot niejednokrotnie w lesie czy nad brzegiem rzeki. - Gdy pokonywałam ostatnie kilometry po falach Bałtyku – w ogóle nie czułam, że to koniec. Wręcz przeciwnie – czułam, że to tak naprawdę początek. Nie wiem czego, ale to dopiero początek… - dodaje.
Podróżniczka pod tej wyprawie myśli już nie o tylko o tym, aby przepłynąć Nil, ale również o przepłynięciu Orinoko w Ameryce Południowej. Po głowie chodzi jej również kolejne wyzwanie. Chciałaby zrobić kurs spadochroniarski i odkrywać świat z innej – podniebnej perspektywy.
Bądź na bieżąco i obserwuj
- Oto mieszkańcy Tarnowa i regionu, którzy zabłysnęli talentem w telewizyjnych show
- TOP największych wsi okolic Tarnowa. Mają więcej mieszkańców niż niejedno miasteczko
- Dwór Sanguszki pod Tarnowem to ruina. Gmina chce zmienić jego oblicze
- Najwyżej oceniane parafie z Tarnowa, Bochni, Brzeska i Dąbrowy Tarnowskiej w Google
- Tak kiedyś wyglądał Tarnów! Niektórych budynków już nie ma lub przeszły duże zmiany
- W tych restauracjach w Tarnowie zjesz dwudaniowy obiad za nie więcej niż 32 złote
Skamieniałe Miasto kusi turystów w wakacje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?