Koniec ze zwolnieniami z lekcji WF
Na co dzień jest urzędnikiem w Starostwie Powiatowym w Tarnowie i znanym nie tylko w regionie propagatorem bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Kilka miesięcy temu trafił na książkę Henryka Atemborskiego, który w wieku 75 lat objechał dookoła Europę.
- Pomyślałem sobie, że mając trochę więcej niż czterdzieści lat, mogę spróbować zacząć od objechania Polski - mówi tarnowianin.
Przygotowania do rowerowej wyprawy życia
Planowanie wyprawy zaczął od kontaktu z osobami, które wcześniej podjęły się podobnego wyzwania. Przez kilka tygodni szlifował kondycję przed wyprawą. Dwa, trzy razy w tygodniu wykręcał na rowerze dystanse między 50 a 100 kilometrów. Postawił na sprawdzony 20-letni rower górski, który przed wyjazdem przeszedł kompleksowy serwis z wymianą najważniejszych elementów.
Ekwipunek stanowiły dwie sakwy wypełnione odzieżą na każdą pogodę, sprzętem serwisowym, zapasowymi dętkami, karimatą, dmuchanym materacem, śpiworem oraz namiotem. Wszystko, razem z rowerem ważyło 40 kilogramów.
- Chciałem mieć przy sobie wszystko co jest potrzebne do przeżycia na miesiąc - uśmiecha się cyklista.
Noc pod wiatą grillową
Z Tarnowa wyruszył 15 czerwca. Kierował się w kierunku Leżajska, a później podróżował ścianą wschodnią na północ w kierunku Mazur. Do wyprawy na początku podszedł bardzo ambitnie i pokonywał dziennie dystanse nawet 150 kilometrów. Trochę się przeliczył, bo po trzech dniach podróży dopadła go chwila słabości.
- Robienie takich dystansów z pełnymi sakwami było o wiele trudniejsze niż mi się wydawało. Musiałem zweryfikować założenia. Zrobiłem sobie dzień odpoczynku na regenerację i później przejeżdżałem dziennie około 60 kilometrów - opowiada 43-latek.
Pozbył się również namiotu, by nie był zbędnym balastem. Po drodze nocował głównie w gospodarstwach agroturystycznych, a ze sprzętu biwakowego skorzystał tylko raz.
- Akurat nie miałem gdzie nocować i pewna rodzina pozwoliła mi przespać się koło ich domu pod wiatą grillową - mówi z uśmiechem.
Jazda w deszczu i zimnie nie sprawiała radości
Kolejne tarapaty zaczęły się w pobliżu Mazur. Jednego dnia musiał trzy razy wymieniać dętkę w kole.
- Te problemy techniczne miałem trochę na własne życzenie. Bo postanowiłem dopompować koła, co okazało się błędem, bo napompowałem za dużo powietrza. Dopiero po trzeciej wymianie napompowałem mniej i już do końca wyprawy jechałem bez usterek - zwierza się tarnowianin.
Po Mazurach skręcił na wybrzeże, przejechał przez Trójmiasto, Darłowo, Mielno. W Gdańsku zrobił sobie jednodniową przerwę, po której znowu zaczął pokonywać dystanse w okolicach 100 kilometrów dziennie.
W Niechorzu dopadła go druga chwila zwątpienia. Załamała się pogoda. Przyszło pedałować w deszczu i temperaturze nie przekraczającej 12 stopni Celsjusza.
- Wyruszyłem w tą podróż bo miała mi ona sprawić radość, a w tamtym momencie tej radości z jazdy w ogóle nie miałem - przyznaje.
Ludzie dawali mu nawet pieniądze
Po wizycie na wybrzeżu, zachodnimi krańcami Polski dotarł na Śląsk, skąd później już kierował się na Małopolskę.
W ciągu miesięcznej podróży, Robert Barys spotkał na drodze mnóstwo życzliwych ludzi. Na rowerze miał tabliczkę z napisałem "Rowerem Dookoła Polski 2022". Przechodnie oraz inni rowerzyści często zagadywali do tarnowianina.
- Podczas całego miesiąca nie spotkałem się z żadnymi nieprzyjemnymi zachowaniami. A chyba najsympatyczniejszym wyrazem życzliwości był spotkany na samym początku podróży w okolicach Woli Rzędzińskiej mężczyzna, którego tak rozentuzjazmował mój pomysł wyprawy, że biegł za mną i próbował wcisnąć mi plik banknotów na zakup opon. Poprosiłem go jednak, że wystarczy żeby trzymał kciuki za moją formę i dobrą pogodę - śmieje się pan Robert.
Sam podczas podróży Wiślaną Trasą Rowerową pomógł cyklistom, którym zepsuł się jednoślad i bez narzędzi, który miał ze sobą pan Robert, nie byliby w stanie go naprawić.
Zwiedzanie i spotkanie legendy żużla
Podróż przez Polskę okazała się znakomitą okazją do zwiedzenia ciekawych miejsc. Po drodze odwiedził m.in. Wilczy Szaniec czy gospodarstwo rolne znanych z programu telewizyjnego Gienka i Andrzeja z Plutycz. Jako miłośnik żużla nie mógł również ominąć stadionów znanych wszystkim kibicom czarnego sportu. W Lesznie spotkał m.in. legendę speedway'a Romana Jankowskiego.
Robert Barys oprócz pracy w urzędzie na co dzień prezesuje fundacji Prodriver, która promuje bezpieczeństwo na drodze. Z tego względu na ten element zwracał baczną uwagę podczas podróży.
- Odniosłem wrażenie, że osoba z sakwami na rowerze, która wygląda na podróżnika, a nie przypadkowego niedzielnego rowerzystę, chyba wśród kierowców samochodów wyzwala większą empatię, bo przez całą podróż nie byłem ani razu obtrąbiony, co nierzadko zdarza się kiedy jeżdżę lokalnymi trasami - przyznaje.
Dodaje, że podczas wyprawy dookoła Polski starał się być jak najmniej uciążliwy dla kierowców i tam gdzie była możliwość, korzystać z poboczy i drogi dla rowerów.
To jeszcze nie koniec!
Do Tarnowa wrócił 17 lipca, po 32 dniach w trasie. Pokonał 2568 km. Jak sam przyznaje nie czuł się w ogóle zmęczony.
- Wróciłem w lepszej formie niż wyjechałem - twierdzi.
W głowie rodzą się już pomysły na koleje rowerowe wyprawy. - Na pewno na tej jednej nie poprzestanę - podkreśla.
Bądź na bieżąco i obserwuj
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?