Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lenę i trójkę jej dzieci przyjęto w Tarnowie z otwartymi ramionami. Sama teraz pomaga innym uchodźcom odnaleźć się w Polsce

Paulina Marcinek-Kozioł
Paulina Marcinek-Kozioł
Lena nie tylko pomaga wolontariuszom w bursie przy ul. św. Anny. Wspiera także inne mamy z dziećmi, które tak jak ona uciekły przed wojną z Ukrainy
Lena nie tylko pomaga wolontariuszom w bursie przy ul. św. Anny. Wspiera także inne mamy z dziećmi, które tak jak ona uciekły przed wojną z Ukrainy Paulina Marcinek
Lena nigdy nie przypuszczała, że kiedyś Tarnów stanie się drugim domem dla niej i jej trójki dzieci. Los chciał, że uciekając przed wojną na Ukrainie schronienie znaleźli w bursie przy ul. św. Anny w Tarnowie, w punkcie przyjęcia uchodźców. Lena szybko się tu odnalazła i pomaga wolontariuszom, a także swoim rodakom, których wojenna zawierucha też rzuciła do Tarnowa.

FLESZ - Polacy jednoczą się w słusznej sprawie

od 16 lat

Uchodźcy z Ukrainy znaleźli schronienie w bursie w Tarnowie

Życie w kamienicy przy ul. św. Anny zamarło po ostatnich wakacjach, kiedy zapadła klamka w sprawie likwidacji bursy w tym miejscu. Na krótko, bo dziś znowu panuje tam tłok i gwar. Słychać bawiące się dzieci, dzwonią telefony, język polski miesza się z ukraińskim i angielskim. Co chwilę otwierają się drzwi przed kolejnymi przybyszami, zaglądają tarnowianie z pomocą.

Korytarzami biegają wolontariusze, non stop ogarniając kwestie logistyczne i wspierając lokatorów. Wśród nich uwija się Lena, uśmiechnięta, szczupła blondynka z Ukrainy.

- To taka nasza prawa ręka. Jeśli czegoś potrzebujemy, możemy na nią liczyć. Jest naszą tłumaczką i człowiekiem od zadań specjalnych – uśmiecha się Kasia, która w bursie jest wolontariuszką.

Lena do Tarnowa przyjechała ponad tydzień temu z trójką pociech: 4-letnim Igorkiem, 12-letnimi bliźniaczkami: Kamilą i Amelką.

- Pomagam jak tylko potrafię. Nie umiem usiedzieć w miejscu. Gdy mam jakieś zdania, wtedy nie myślę o tym co zostawiłam - spuszcza głowę. Szybko ociera łzy spływające z oczu. - Wiesz, co chwilę tutaj do bursy ktoś przyjeżdża. Ludzie są zrozpaczeni i płaczą. Staram się ich pocieszyć, by spróbowali myśleć pozytywnie, choć łatwo nie jest – zawiesza głos.

Lena z dziećmi uciekła do Tarnowa przed wojną

Na początku wojny łudziła się, że Rosjanie wycofają się, wobec wielkiego oporu i bohaterstwa Ukraińców. Pięć dni spędzili razem, w piątkę, z mężem w rodzinnym Czerwonogradzie. Jednak bombardowania w różnych częściach kraju przybierały na sile, a celem agresorów coraz częściej stawali się cywile. 1 marca podjęli decyzję o ucieczce do Polski. Lenę z dziećmi namówił mąż. Sam został, by bronić kraju.

- W naszej miejscowości co chwilę słychać było syreny alarmów bombowych. Jednej nocy kilka razy schodziliśmy schronić się do piwnicy bloku, w którym mieszkaliśmy. Te schrony stały się prawie naszym domem. Dzieci, gdy tylko słyszały wycie, same wstawały i szybko się ubierały. Igorek płakał. Baliśmy się - opowiada.

Do Tarnowa przyjechała samochodem. Na dworcu kolejowym od wolontariuszy usłyszała o bursie przy ul. św. Anny, która przyjmuje uchodźców.
Pierwsze noce nie należała do łatwych. Najmłodszy z trójki rodzeństwa, gdy tylko słyszał odgłos samolotów przelatujących na Tarnowem, od razu się budził.

- Mówił, że nie chce syren i zaczynał płakać - opowiada Lena - Teraz jest trochę lepiej, ale cały czas synek chce do taty i bardzo za nim tęskni.

Lena otrzymała od Tarnowa pomoc, a teraz pomaga

Odkąd zamieszkała w bursie, angażuje się w pomoc swoim rodakom. Pełni przede wszystkim rolę tłumacza. Miejscowość, z której pochodzi leży niedaleko granicy z Polską, więc bardzo biegle włada językiem polskim.

Oprócz tego zajmuje się także przydzielaniem zadań i pilnuje porządku w bursie. - Nie może być tak, że my nic nie robimy. Musimy po sobie sprzątać. Staram się, by było czysto, żeby o nas Ukraińcach, Polacy dobrze myśleli – podkreśla.

Z synkiem chętnie chodzi na salę zabaw urządzoną naprędce w bursie i zna imię niemal każdego dziecka, które przyjechało tu z mamą z Ukrainy. Jeśli komuś czegoś brakuje, zaraz informuje o tym wolontariuszy.

- Jestem zaskoczona tym, że oferujecie nam taką pomoc. Robicie wszystko, żebyśmy się czuli bezpiecznie. To dla nas bardzo ważne. Pomagając, staram się jakoś odwdzięczyć – opowiada wzruszona.

Znajomi proponowali, że znajdą Lenie i jej dzieciom mieszkanie w Tarnowie. Ona jednak odmówiła. - Nie chcę zamknąć się w czterech ścianach, a tutaj się do czegoś przydam. Nie zamierzam też jechać dalej, chcę do domu, na Ukrainę. Tęsknie za mężem, rodziną, przyjaciółmi i pracą - podkreśla

W bursie pomagają także inni uchodźcy

Lenie i wolontariuszom w bursie pomaga także Wiktoria, która również pełni rolę tłumacza. Do Tarnowa trafiła z Dubna z dwójką dzieci: 10-letnim Denisem i 17-letnim Władysławem oraz bratową i jej dziećmi. Po polsku mówi bardzo dobrze, bo pracowała kiedyś nad Wisłą pięć lat. Wzięła ze sobą laptop i nadal pracuje zdalnie jako księgowa. Za to w wolnych chwilach też się udziela.

- Sprzątamy, wynosimy śmieci, pierzemy. Staramy się, by tutaj było czysto i przytulnie. Nie da się siedzieć i nic nie robić. Wolontariusze są dla nas jak rodzina – mówi Wiktoria

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto