Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Felieton: po tarnowskiej premierze "Szyca"

Jerzy Reuter
Jerzy Reuter tarnowski pisarz i stały felietonista "Gazety Tarnowskiej" recenzuje tym razem "Szyca".

Hanoch Levin, największy Izraelski skandalista. Dramaturg, poeta i prozaik, twórca kabaretowy i filmowy, autor piosenek. Pomyśleć można, że z takiej mieszanki nic dobrego nie wyjdzie, bo skąd u tego profana wszystkiego co święte, taka głębia, ocierająca się o wielką filozofię? Sztuki Levina często były przerywane, obrzucane kamieniami i zdejmowane z afisza. Był wyklinany i cenzurowany. 11 września miałem okazję być na prapremierze dramatu tego ekwilibrysty i magika emocji, która miała miejsce w piwnicach TCK.

Schitz to mało znane dzieło tego autora - no, może w Polsce, bo na wielkość autora, przyrównywanego do Gombrowicza, u nas składa się zaledwie kilka dramatów z 63 Hanocha Levina - ale w pełni oddająca klimat jego twórczości. Tarnowski Teatr zapoczątkował bardzo udanie nowy sezon, dając nam coś nowego i odkrywczego, coś co nie narzuca swojej konwencji, a bardziej każe subiektywnie odbierać przesłanie. Każdy ma w tym dramacie swoje miejsce, każdy może doszukać się w nim siebie, lub przejść obojętnie – ta sztuka nie poszukuje pochlebców, lecz tylko uważnego odbiorcy. Odwieczny konflikt pokoleń i rytualne zabijanie ojca, to elementy bardzo często przedstawiane w literaturze.

W Schitzu, właśnie to wypychanie patriarchy rodu na pobocze i skazywanie go na śmierć, jest osią dzieła. Rytuał przerywa śmierć zięcia i następuje cudowne uzdrowienie umierającego ojca. Zmarły antagonista powraca jako dybuk, czyli duch, który nie zdołał przejść na drugą stronę i zadomawia się pod stołem. Czyje ciało opanuje duch? Dybuki nie wchodzą w swoich wrogów, więc należy myśleć, że zamieszka w ciele swojej żony, która dokończy rytuał i zabija patriarchę.

Zwycięża jednak tradycja. To tyle o samym spektaklu, niech broni się sam. Kilka dni przed tą prapremierą przeczytałem wiele recenzji w tarnowskich mediach i uległem czarowi wdzięczących się opisywaczy. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie odkryłem w tym dramacie żadnej zapodanej w recenzjach myśli, a zupełnie coś innego, coś o czym nikt nie wspomniał. Być może, jak napisałem wyżej, odebrałem go zbyt subiektywnie i dałem się ponieść wyobraźni, ale nie dopatrzyłem się inicjacji i dorastania, ubogiego ojca i nadopiekuńczej matki.

Może to odmienna perspektywa bo siedziałem nieco nad sceną i wszystko widziałem z góry? Zięć, który miał siedzieć pod stołem, wlazł tam w ostatniej scenie i tym samym zakończył kryzys żydowskiej rodziny. Wszystko powróciło do norm ustalonych tysiące lat temu. Hanoch Levin rzuca mięso na stół, ale zawsze dba o koszerność.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Felieton: po tarnowskiej premierze "Szyca" - Tarnów Nasze Miasto

Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto