Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Coraz bliżej procesu beatyfikacyjnego ks. Jana Czuby. Tarnowski misjonarz nie chciał zostawić kongijskich braci i zapłacił za to życiem

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Stanisław Czuba (z lewej): - Ten różaniec Janek miał w kieszeni, kiedy oddano do niego strzały. Modlę się na nim, traktuję go jak relikwię. Z prawej: ks. Jan Czuba
Stanisław Czuba (z lewej): - Ten różaniec Janek miał w kieszeni, kiedy oddano do niego strzały. Modlę się na nim, traktuję go jak relikwię. Z prawej: ks. Jan Czuba Paweł Chwał/Archiwum
Stanisław Czuba bardzo przeżył śmierć brata. Miał złe przeczucia już podczas ostatniego, wspólnego obiadu i gdy żegnał na dworcu w Tarnowa Jana powracającego po urlopie do Afryki. Gdy opóźniał się wylot jego samolotu z Paryża na czarny ląd, bezskutecznie próbował przekonać go, żeby odłożył podróż do czasu, aż ustaną zamieszki w Kongo. „Co ma mnie spotkać, to i tak mnie spotka, czy tu, czym tam” – odpowiadał kapłan. W tym roku mija 25 lat od męczeńskiej śmierci tarnowskiego misjonarza w Loulombo. Coraz bliżej jest rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego.

Płakał jak odjeżdżał, ale decyzji nie zmienił

Ks. Jan Czuba ponad miesiąc przed swoją śmiercią był w rodzinnej Słotowej koło Pilzna. Był to jego trzeci urlop w Polsce w trakcie 9-letniej posługi na misjach w Kongo. Wykorzystał ten czas na spotkania z bliskimi, rodziną oraz na... uregulowanie różnego rodzaju spraw osobistych, co nie miało miejsca wcześniej.

- Miał świadomość tego, że wraca do kraju, który jest objęty wojną, w którym dzieją się okropne rzeczy i jego również może spotkać coś złego. Płakał, gdy żegnaliśmy się na dworcu w Tarnowie. Z perspektywy lat wydaje mi się, że przeczuwał wtedy to, że może być to nasze ostatnie spotkanie – opowiada Stanisław Czuba, starszy o dziewięć lat brat zamordowanego misjonarza.

Przed oczami wciąż ma Janka w charakterystycznej dla niego pozie – z podniesionymi rękami – którymi pomachał mu na pożegnanie, zanim wsiadł do autobusu. Wtedy widział go ostatni raz.

- Tata umierając powierzył mi go w opiekę. Był najmłodszy z rodzeństwa. Dlatego, gdy dotarły do nas informacje, że prawdopodobnie został zastrzelony na misji, omal serce mi nie pękło z bólu. Zarzucałem sobie, że pozwoliłem mu na ten wyjazd, że nie zatrzymałem go w kraju. Choć z drugiej strony mam świadomość tego, że cokolwiek bym wtedy nie zrobił, to i tak z „upartością czubowską” bym nie wygrał. To u nas rodzinne. Jak sobie coś postanowimy to nikt nas nie przekona do zmiany decyzji – przyznaje Stanisław Czuba.

Lata jego posługi w Kongo przypadły na wyjątkowo niespokojny czas w tym afrykańskim kraju, którym targały wojny domowe. Jego życie kilka razy było zagrożone. On jego nie zamierzał zostawiać misji. - Jeśli opuszczę Loulombo, chrześcijanie również uciekną. Lepiej zostać i umrzeć wśród swoich parafian – pisał.

Misjonarz, który ukochał Afrykę. Leży pochowany daleko od domu

Sprawował tam nie tylko sakramenty i głosił Ewangelię, ale również wybudował aptekę i dom dla sióstr, przymierzał się do budowy szkoły. Jego pasją była hodowla pszczół. Uczył pszczelarstwa Afrykańczyków. Mocno angażował się w komitety rozbrojeniowe dla pokoju w Kongo. Został zastrzelony przez uzbrojonych napastników 27 października 1998 roku, którzy napadli na plebanię pod pretekstem rzekomo ukrywanej w niej broni.

Ks. Jan został pochowany obok misji, w miejscu, które sam wcześniej wskazał. W 2008 roku przy jego grobie modliło się jego rodzeństwo, w tym najstarszy brat.

- Bardzo przeżyłem tę wizytę w i mocno ją „odchorowałem”. Długo nie mogłem się odnaleźć po powrocie z Afryki – przyznaje Stanisław Czuba.

Jan wprawdzie spoczywa daleko od domu, ale w rodzinnym grobowcu na cmentarzu w Pilźnie złożona została urna z ziemią naznaczoną jego krwią. W lutym tego roku, przy grobie misjonarza, modlił się ks. Sławomir Czuba, syn pana Stanisława, który poszedł w ślady wujka i również wybrał drogę kapłańską. Swoją posługę pełni wśród Polonii w Norwegii.

Ważna deklaracja podczas spotkania biskupów w Kongo

Okazją do wizyty polskich księży w Loulombo była pielgrzymka biskupa tarnowskiego w Afryce, związana z jubileuszem 50-lecia obecności tarnowskich księży diecezjalnych na czarnym lądzie. W trakcie niej bp Andrzej Jeż rozmawiał z kongijskim biskupem Ildevertem Muangą na temat otwarcia procesu beatyfikacyjnego. ks. Jana Czuby. Powołując się na zalecenia Stolicy Apostolskiej ordynariusz tarnowski przekazał mu m.in. list, który określa potrzebę podjęcia konkretnych kroków w tym kierunku. Biskup Ildevert wyraził gotowość podejmowania odpowiednich działań, polegających na przygotowaniu materiałów dotyczących życia i służby ks. Jana na kongijskiej ziemi.

- W swoim ostatnim liście napisanym na dwa dni przed męczeńską śmiercią, ks. Jan dzielił się obawami i niepokojem. W tym liście zapisał też często przywoływane obecnie słowa: „Zostaję na miejscu do końca”. Oto świadectwo jego wielkiej wiary i miłości do tej konkretnej cząstki Kościoła, której służył na afrykańskiej ziemi – mówi ks. Ryszard Nowak, rzecznik biskupa tarnowskiego.

Jak dodaje, zgodnie z zapowiedzią ordynariusza, proces beatyfikacyjny ks. Jana Czuby, na etapie diecezjalnym ma ruszyć w tym roku. - Tutaj nic nie przyspieszymy. Trzeba cierpliwie czekać – mówi Stanisław Czuba.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto