Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Serce oddała Afrykańczykom. Ewa Gawin wybudowała dla nich szkołę, a mieszkańcy Kamerunu pokochali misjonarkę spod Tarnowa

Paulina Marcinek-Kozioł
Paulina Marcinek-Kozioł
Afrykańczycy bardzo szybko zaufali i pokochali Ewę Gawin z Woli Rzędzińskiej
Afrykańczycy bardzo szybko zaufali i pokochali Ewę Gawin z Woli Rzędzińskiej archiwum prywatne
Misja życia Ewy Gawin z Woli Rzędzińskiej w Kamerunie trwa już ponad trzydzieści lat. Na Czarnym Lądzie udało się jej wybudować szkołę dla głuchoniemych, otoczyć opieką medyczną potrzebujących, a co najważniejsze znaleźć wspólny język z Afrykańczykami, którzy zaufali misjonarce.

Ewa Gawin święta Bożego Narodzenia zawsze przeżywa tak samo mocno, tyle że najczęściej w zupełnie innym otoczeniu niż w rodzinnych stronach, w Woli Rzędzińskiej.

W Afryce w Wigilię też jest pasterka i wspólnie śpiewanie kolęd. Nie brakuje tradycyjnej, polskiej choinki, ale jest też ubieranie drzewka bananowego własnoręcznie wykonanymi ozdobami.

Sylwester? Na Czarnym Lądzie też hucznie się wita, ale jest i czas na wspólną modlitwę, mszę świętą, a dopiero potem fajerwerki oraz zabawę.

Trudne początki afrykańskiej misji Ewy Gawin

Kiedy Ewa Gawin końcem stycznia 1990 roku wylądowała na lotnisku w Kamerunie temperatura na zewnątrz, sięgała niemal 30 stopni Celsjusza, a misjonarka miała na sobie ciepły sweter i grubą, puchową kurtkę.

- Przeżyłam szok termiczny. Od razu wiedziałam, że źle spakowałam walizkę, a ubrania, które wzięłam ze sobą, na nic się nie przydadzą – uśmiecha się na tamto wspomnienie.

Na lotnisku zauważyła kobietę, która w ręce trzymała kartonik z jej imieniem i nazwiskiem. Zofia, pielęgniarka ze szpitala w Bertoua, zabrała panią Ewę na misję, która trwa już ponad 33 lata.

Pomagała Afrykańczykom od dziecka

To, że zostanie misjonarką, planowała już jako mała dziewczynka. Odkąd tata zabrała kilkuletnią Ewę na spotkanie do kościoła w Woli Rzędzińskiej z siostrą zakonną, która przyjechała z misji. Z zapartym tchem słuchała opowieści i oglądała film o życiu Afrykańczyków. W połowie spotkania musiała wyjść, bo tata spieszył się do pracy. - Rozpłakałam się, a kiedy szliśmy do domu, powiedziałam tacie: „Zobaczysz ja i tak do tej Afryki pojadę” - wspomina Ewa Gawin.

W szkole podstawowej angażowała się w zbiórki na misje w Afryce. Wysyłała listy do misjonarzy, wspólnie z grupą młodzieżową i klerykami przygotowywała paczki z potrzebnymi produktami dla Republiki Konga, modliła się w intencji misjonarzy.

- Dziś, gdy jestem w Bertoua, widzę, jak ta modlitwa jest nam bardzo potrzebna. Gdybyście się za nas nie modlili, to nie udałoby nam się przeżyć tutaj ani jednego dnia – podkreśla. - Często, gdy wszystko się wali, nagle dzwoni telefon z Polski ze wsparciem. Wtedy od razu na sercu robi się cieplej i natychmiast udaje się znaleźć wyjście z trudnej sytuacji.

Ewa Gawin wybudowała szkołę dla głuchoniemych w Afryce

Do Afryki trafiła, gdy skończyła 30 lat. Szukano wtedy pielęgniarki, a Ewa Gawin ukończyła studium pielęgniarskie, miała też doświadczenie z pracy w tarnowskim szpitalu.

Na upragnionej misji zaczęła pracę jako pielęgniarka w ośrodku zdrowia Nkol-Bikon w Bertoua. Dojeżdżała także do pacjentów ze szczepieniami. Na początku miejscowi traktowali ją jako „egzotyczną atrakcję”, a dzieci na widok białej kobiety uciekały. - Wtedy siadałam spokojnie i czekałam. Po chwili podchodziło jedno, a potem kolejne. Dotykały moich włosów, siadały na kolanach, sprawdzały, czy nie mają odbitej białej kredy na rękach po dotknięciu mojej dłoni - wspomina.

Na szczęście Afrykańczycy bardzo szybko zaufali przybyszce. W Kamerunie, zwłaszcza w diecezji Bertoua praktycznie wszyscy ją dziś znają, bo wiele dla nich zrobiła. Do 1994 roku odpowiadała za przychodnię. W latach 1994-1997 koordynowała całą służbę zdrowia w diecezji Bertoua.

Angażuje się w pomoc w miejscowym więzieniu, opieką otacza niepełnosprawnych. Z myślą o dzieciach głuchoniemych i z innymi upośledzeniami wybudowała szkołę. Początkowo rodzice małych Afrykańczyków nie byli zadowoleni z pomysłu misjonarki. Traktowali go jako kolejny „wymysł białych”.

- Dzieci były wykorzystywane przez nich do prac domowych, a gdy chodziły do szkoły, to nie miały na to czasu. Nikt nie wierzył, że dziecko głuchonieme można nauczyć czytać, pisać, liczyć czy rozmawiać. Często trzeba było pracować nad rodzicami dwa czy trzy lata, żeby ich przekonać - opowiada misjonarka.

Było warto, obecnie w zajęciach uczestniczą dzieci i młodzież z całego Kamerunu. W lekcjach biorą udział nie tylko katolicy, ale również muzułmanie, adwentyści, protestanci, świadkowie Jehowy. W sumie około 160 uczniów.

Misjonarka ma jeszcze planach ukończenie budowy sali do rehabilitacji dla potrzebujących i dzieci z niepełnosprawnościami.

Rodacy dumni z Ewy Gawin

Ewa Gawin, gdy tylko może, odwiedza rodzinne strony. Podczas jednej z wakacyjnych wizyt w Woli Rzędzińskiej wręczono jej tytuł Honorowej Obywatelki Gminy Tarnów.

- Takie wyróżnienia mnie onieśmielają, bo uważam, że w Afryce jest wielu innych ludzi, którzy zasługują na uhonorowanie - podkreśla.

Na Burku w Tarnowie już święta. Królują stroiki i ozdoby

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto