MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tak wyglądały pierwsze dni września 1939 roku w Tarnowie w relacjach świadków. To był początek sześciu strasznych lat

Łukasz Winczura
Jeńcy polscy na tarnowskim Rynku
Jeńcy polscy na tarnowskim Rynku Ze zbiorów Marka Tomaszewskiego/ "Tarnów. Okupacja 1939-1945"
Tarnów w przededniu II wojny światowej znaczył bardzo wiele w Galicji. Zamieszkiwało go 59 tys. obywateli, z czego prawie połowę stanowili wyznawcy religii mojżeszowej. Cywilizacyjnie stał na bardzo wysokim poziomie, a na dziesięć lat przed wybuchem wojny Tarnów był na ustach całej Europy, ze względu na uruchomienie najnowocześniejszej na kontynencie firmy chemicznej – Państwowej Fabryki Związków Azotowych. W dalekosiężnych planach była budowa portu rzecznego i lotniska. Tych już nie udało się zrealizować, bo nastał dzień 1 września 1939 roku.

Wigilia wojny oczyma literata

W 2021 roku ukazała się książka Marka Harnego: „Dziecko września”. Jej bohaterem jest Adam Borowy, który począł się dokładnie 1 września 1939 roku.

Jego ojciec, Andrzej, był już wówczas w drodze na front, by nazajutrz wziąć udział w bitwie pod Pszczyną, która okazała się być masakrą polskich oddziałów. Złożone w większości z piechoty – miały zostać zmasakrowane przez niemieckie czołgi i artylerię. Rodzina Borowych przed wojną mieszkała w jednym z tarnowskich domów w sąsiedztwie Parku Strzeleckiego.

Dlaczego Harny zdecydował się na umieszczenie początków swojej powieści właśnie w Tarnowie?
- Pierwszy powód jest mało pedagogiczny. Otóż w Tarnowie chodziłem do technikum chemicznego, z którego wyrzucono mnie w trzeciej klasie. Było to pokłosie faktu, iż jako szesnastolatek poznawałem realia życia miasta w takiej mordowni, która nazywała się bodaj „Staromiejska” i znajdowała się w okolicach placu Kazimierza – wspominał w jednym z wywiadów. Ale bynajmniej nie był to decydujący fakt.

- Zobaczmy na ostatnie miesiące przed wybuchem wojny i lata okupacji. Wybuch na dworcu, pierwszy transport do obozu w Auschwitz, getto. Aż się prosiło, aby wybrać Tarnów, choć równie dobrze akcja mogłaby się toczyć w Nowym Sączu czy Krakowie. Ale jest tu dodatkowy smaczek. Chodzi o historię, którą usłyszałem od pułkownika Zdzisława Baszaka, a która jest związana z żołnierzami 16 pułku piechoty, którzy mieli wyruszyć na front – dodaje.

Chodziło o zawierane w ekspresowym tempie śluby w garnizonowej świątyni, prowadzonej przez Księży Misjonarzy.

- W kościele pod wezwaniem Świętej Rodziny, wraz z Teresą i Andrzejem przystępowały do ślubu równocześnie dwie inne pary. Wieść o rychłym wybuchu wojny wywołała w Tarnowie, mieście garnizonowym, istną epidemię ślubów, jak to określiła miejscowa gazeta. Po pierwszej fali mobilizacji, choć oficjalnie była tajna, liczba par gotowych do natychmiastowego ożenku wzrosła tak bardzo, że proboszcz przestał zważać na formalności. Dwudziestego szóstego sierpnia księża misjonarze udzielali sakramentu już niemal hurtowo, skracając czas ceremonii na ile się dało – czytamy.

Nie trzeba dodawać, że w równie ekspresowym tempie odprawiano noce poślubne.

Pierwsze dni wojny oczami naocznego świadka

Dzień 1 września 1939 roku wypadał w piątek. „Pogoda dopisywała, cudna jesienna pogoda polska. Noce widne, pełne światła księżycowego. W przeciwieństwie do tego, co się przeżywało, przyroda niosła jakiś spokój i ciepło” - wspominał ówczesny proboszcz katedralny, ks. Jan Bochenek, jeden z najbardziej cenionych kapłanów diecezjalnych. Jego książeczka „Na posterunku” to unikatowa kronika i zapis nastrojów, które towarzyszyły tarnowianom w mrocznych latach okupacji.

- Ksiądz Bochenek trafił do katedry w 1936 roku. Wcześniej był wykładowcą seminaryjnym i ojcem duchownym kleryków. Był świetnie wykształcony. Studiował w Rzymie i Innsbrucku. W obejściu niezwykle delikatny, elegancki i kulturalny. Biskup Franciszek Lisowski nie mógł znaleźć lepszego kandydata na tę funkcję. Dodajmy, że ks. Bochenek proboszczem katedry był równe czterdzieści lat, aż do śmierci, która przyszła nań w grudniu 1976 roku – opowiada ks. dr Ryszard Banach, historyk.

Miasto jeszcze nie otrząsnęło się z zamachu bombowego, który miał miejsce 28 sierpnia o godzinie 23.38 na dworcu kolejowym. Bomba, podłożona przez pochodzącego z Bielska niemieckiego dywersanta Antoniego Guzego, zabiła 20 osób i raniła 35 kolejnych.

Jak pisze ks. Bochenek, informacje o niemieckiej agresji dotarły do miasta już wczesnym rankiem.

- Wiadomość zrobiła wstrząsające wrażenie. Ludzie wybiegli z ciekawością na miasto, by zasięgnąć wieści – inni strwożeni chowali się po domach, sklepy otwierały się powoli. Mieszkańcy z uwagą nasłuchiwali radia, ale informacje były skąpe i lakoniczne. Daremnie oczekiwano jakiś krzepiących wieści o zwycięskich potyczkach Polaków - dodawał.

W katedrze zaczęli gromadzić się wierni. Wśród nich byli czciciele Serca Jezusowego, którzy odprawiali nabożeństwo pierwszego piątku. Około godziny dziewiątej wzmógł się ruch uliczny. Ludzie w sklepach robili zakupy na zapas. Przed szkołami zbierali się poborowi – wszak ciągle trwała mobilizacja. Paradoksalnie, nie dawało się odczuwać paniki czy strachu.

- Czuć było pewne odprężenie. Niepewność znikła. Wola tężała. Wojna była koniecznością... Wojna była świętą - opisywał nastroje ulicy prałat Bochenek.

Tego dnia nad Tarnowem pokazały się pierwsze niemieckie bombowce.

- Szły powoli, z poszumem, błyszcząc czarnymi hackenkreuzami. Momentalnie opustoszały ulice, powiało strachem” - notował kapłan.

Odezwały się działka przeciwlotnicze, które rozstawione były w Mościcach i nieopodal Góry św. Marcina. Tak upłynął w Tarnowie pierwszy dzień wojny.

Nazajutrz w mieście pojawili się pierwsi uchodźcy idący z zachodu. Z dnia na dzień było ich coraz więcej. W pierwszych dniach wojny miejscowa Caritas wydała 110 tysięcy obiadów dla uciekinierów.

W niedzielę, 3 września, na miasto spadły pierwsze bomby. Celem ataku były okolice dworca, cegielnia „Konstancja i młyn „Roman”. Najcięższe bombardowanie miało miejsce w nocy z 5 na 6 września.

- Noc była jasna, szum silników, z odgłosami spadających bomb robił niesamowite wrażenie. Po ulicach chodziły patrole PCK, kłapiąc po bruku drewnianymi chodakami, podobne do nurków, w ubraniach zabezpieczających przeciwko iperytowi – relacjonował.

Zniszczeniu uległ wówczas szpital i dom dla nieuleczalnie chorych przy ul. Starodąbrowskiej. Płonęła też poczta przy ul. Urszulińskiej. Ogień pod nią podłożyli Polacy, którzy nie chcieli dopuścić, by w ręce Niemców wpadły przechowywane tam dokumenty i księgi szyfrów. Cudem języki ognia nie sięgnęły sąsiadującego z placówką klasztoru Urszulanek.

Prałat i inni kapłani starali się zabezpieczać kościelny dobytek.

- Ku żałości Zabłocia zdecydowaliśmy się przenieść obraz Matki Bożej łaskami słynącej z Burku do katedry. Kościółek drewniany i do tego położony niedaleko toru kolejowego nie zapewniał bezpieczeństwa dla tego skarbu Tarnowa czy to przed pożarem czy przed bombardowaniem. Wieczorem przeniesiony, wystawiony na ołtarzu Matki Bożej Różańcowej, skupił wokół siebie masę gorących czcicieli – wspominał.

Katedra była pełna żarliwie modlących się wiernych. Wielu modły odprawiało leżąc krzyżem.

- We środę, 6 września, Tarnów opustoszał. Panika pociągała coraz więcej – pisał Bochenek. Wypełnione samochody i furmanki kierowały się w stronę Lisiej Góry, Rzędzina czy Woli Rzędzińskiej.

Exodus wojenny oczyma uciekinierów

Wśród setek uciekinierów była znana tarnowska rodzina Hellerów. Jej najbardziej znany przedstawiciel – Michał – to dziś światowej sławy kosmolog. Co prawda w chwili wybuchu wojny miał ledwie trzy lata, ale dzięki wspomnieniom swojej siostry – Marii Mierzyńskiej – potrafi oddać atmosferę tamtych dni.

Ojciec księdza profesora – Kazimierz – był dyrektorem elektrowni w Państwowej Fabryce Związków Azotowych. Ukończył dwa fakultety na politechnice w Wiedniu. Był bardzo blisko związany z Eugeniuszem Kwiatkowskim i prezydentem Ignacym Mościckim, dzięki którym powstał chemiczny gigant.

- To była część szerszego planu, aby uprzemysłowić ten obszar, zaniedbany wtedy gospodarczo. Ojciec był w to zaangażowany, jeździł często do Stalowej Woli, do Niska. W domu mówiło się, że miał zostać dyrektorem Stalowej Woli, ale na przeszkodzie stanęła wojna - wspomina w wywiadzie-rzece „Wierzę, żeby rozumieć”.

Dla rodziny Hellerów ucieczka z Tarnowa była koniecznością.
- Ojciec musiał uciekać, ponieważ razem z innymi inżynierami przed nadejściem Niemców unieruchomili fabryki w Mościcach i Chorzowie (Mościce i Chorzów były przed wojną jednym przedsiębiorstwem) – dodaje.

Pakowali się w pośpiechu. Hellerowie nie mieszkali wówczas w Mościcach, ale mieli dom w centrum Tarnowa, sześć kilometrów od fabryki.

- Tuż przy chodniku stały dwa samochody: duża czarna limuzyna marki Chevrolet i pokaźna ciężarówka kryta brezentem. Oba samochody należały do fabryki, w której pracował ojciec. Ciężarówka była już kompletnie załadowana rodzinnym dobytkiem, jednakże to i owo należało jeszcze dołożyć, skutkiem czego powstało zamieszanie, które powiększyło się znacznie, kiedy z domu wypadła służąca Wikcia i z ogromnym płaczem rzuciła się na szyję najpierw Stachnie, potem Babci, potem kolejno dziewczynkom i dzieciom – opisywała Hanna Mierzyńska.

Do kufrów trafiały nie tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Jedna z panien Hellerówien, która kilka miesięcy wcześniej zadała maturę, na dno swojej walizki rzuciła… plik fotosów i pocztówek z Gretą Garbo, która była jej ulubioną aktorką.

- Ruszyliśmy na wschód. I pamiętam taki obrazek: jedziemy i nagle samochody stają obok jakiegoś zagajnika, my szybko wysiadamy, rodzice każą się nam położyć w tym zagajniku i leżeć bez ruchu. Po chwili nadlatuje niemiecki samolot i zaczyna ostrzeliwać naszą kolumnę. Leżałem z głową przyciśniętą do ziemi, a chciałem koniecznie zobaczyć, jak ten samolot wygląda. Zapamiętałem tylko cień, który się po nas przesunął. Samolot przeleciał i już nie wrócił – opowiada naukowiec.

Taki był początek Odysei rodziny Hellerów, która do Tarnowa wróciła dopiero po wojnie. Wcześniej przeszli przez katorgę zsyłki w głąb Rosji.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto