Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Najszybsza babcia świata święta też zaczyna od biegania. Nie wyobraża sobie życia bez ciągłego ruchu, bo "bez tego rdzewiejemy" [ROZMOWA]

Paulina Marcinek-Kozioł
Paulina Marcinek-Kozioł
Mijający rok dla Barbary Prymakowskiej był wyjątkowy. 78-letnia tarnowianka została mistrzynią świata w biegach górskich i została pierwszą kobietą w gronie Honorowych Obywateli Miasta Tarnowa. Najszybsza babcia świata nigdy się nie poddaje, a jak już sobie coś postanowi, to wielką determinacją dąży co celu. Biega po górach, w maratonach, świetnie pływa, śmiga na rolkach i nartach, a w domu ma kilka worków medali i nieskończoną liczbę pucharów. Nam opowiedziała o blaskach i cieniach uprawiania sportu po 50-tce oraz o tym czy liczy kalorie przy świątecznym stole.

FLESZ - Krótszy tydzień pracy?

od 16 lat

W święta większość z nas nie liczy kalorii na stole. Pani też pozwala sobie na więcej?

- Jedzenie jest miłe i przyjemne i można od czasu do czasu sobie pozwolić na więcej, chociaż ja nigdy tak nie robię. Jem to co lubię, ale nigdy na zapas, i nigdy dlatego, że są święta. Dla mnie liczy się spotkanie z dziećmi i wnukami przy jednym stole. Uśmiechy na ich twarzach to dla mnie prawdziwy balsam dla duszy.

Ale świątecznych potraw chyba sobie pani nie odmawia?

Jem mało i po trochu, żeby poczuć smak Wigilii. Mój mąż przejął recepturę od mojej mamy i fenomenalnie przyrządza karpia w galarecie. Ja przygotowuję kutię i barszcz czerwony. Każdy z rodziny kto przychodzi na kolację też przynosi jakąś potrawę. Na stole są też wypieki, ale słodkości też jem bardzo mało. No chyba, że piernik jest przełożony konfiturą albo powidłem śliwkowym. Ten uwielbiam.

A potem spalanie kalorii w biegu?

- Ja zawsze biegam w Wigilię, ale rano. A cały okres świąteczny spędzamy aktywnie. Często udaje się gdzieś wyjechać w góry i śmignąć na nartach.

Narty towarzyszyły pani od dziecka, a bieganie zaczęło się po 50-tce?

- Kiedyś mój mąż był zajęty lekcjami na korcie tenisowym i zaproponował, żebym przebiegła się po Tarnowie. Nie miałam kondycji, przebiegłam tylko kilometr. Mąż zwrócił mi wtedy uwagę na to, że pracę ramion, nóg i oddech trzeba zgrać, żeby mieć przyjemność z biegania. W wieku 55 lat po raz pierwszy wystartowałam na Mistrzostwach Polski, trzy lata później przebiegłam pierwszy maraton. Nie ukrywam, że rywalizacja jest dla mnie ważna, zwłaszcza jak zostawiam w tyle ludzi o dwie, trzy czy cztery dekady młodszych (śmiech).

Mówi pani tak, jakby pokonanie maratonu to była bułka z masłem

Absolutnie tak nie jest. Nogi są zmaltretowane, ciążą jak ołów, ciężko jest je podnieść. Na każdym maratonie jest kryzys, ale najważniejsze żeby psychiczne sobie z tym poradzić, bo jak siądzie głowa to już koniec. Sport niejedno ma imię. Dwukrotnie miałam załamaną nogę. Biegam bez łękotki wewnętrznej w lewej nodze. Po artroskopii kolana myślałam, że to będzie koniec mojej aktywności, a jednak biegam dalej.

W wieku 68 lat postanowiła pani zdobyć Mont Blanc. Jak zareagował rodzina?

Zachwyceni nie byli, tym bardziej, że mój wuj schodząc z Mont Blanc zginął i został tam pochowany. Zdecydowałam się na to wyjście na wariackich papierach. Nie zrobiłam żadnych kursów alpinistycznych czy wspinaczkowych. W Tatrach osiągnęłam już wszystkie ważniejsze przejścia, wydolność maratończyka miałam, więc nie czułam strachu.

Nie wierzę, że pani się w ogóle nie bała?

Szczerze, dopiero jak dali mi do wypełnienia oświadczenie, że w razie śmierci i trwałego kalectwa rodzina nie będzie się procesować z klubem, to się zastanowiłam, ale to był tylko moment.

No i została pani najstarszą Polką, która zdobyła Mont Blanc

Jak wyszłam na Mont Blanc to jeszcze tego nie wiedziałam (śmiech). Łzy szczęścia były podwójne, ponieważ uczciłam też pamięć mojego wuja pozostawiając tam maleńki, zapalony znicz.

Pani energia figura to ucieleśnienie powiedzenia, że ruch to zdrowie

Zawsze powtarzam, że ruch to konieczność. Powinniśmy się ruszać cały czas, inaczej będziemy rdzewieć i sztywnieć. Jak już nie będę mogła trenować, to na pewno choćby na spacer wyjdę. Nie potrafię żyć bez ruchu. Mało mam, ale dużo przeżyłam. Jestem spełnioną żoną, matką, babcią

Czym jest dla pani tytuł honorowej obywatelki Tarnowa?

Jest mi bardzo miło, że mnie docenili w moim mieście. Powiem szczerze, że ludzie częściej mnie teraz rozpoznają na ulicy, podchodzą, gratulują. Ja zawsze się uśmiecham i dziękuję. To jest naprawdę miłe

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto