FLESZ - Wyjazd na ferie jednak możliwy?
Jeszcze niedawno narciarze z Tarnowa mieli pewien komfort, bo w samym regionie znajdowały się trzy stoki narciarskie, na których można było poszusować na nartach czy snowboardzie. Stacje w Siemiechowie, Lubince i Jastrzębi były oblegane przez wielu miłośników sportów zimowych. Często przed wyciągami trzeba było odstać swoje w kolejce. Dziś krajobraz wokół stacji narciarskich wygląda zupełnie inaczej. Mieszkańcy regionu mają w okolicy do dyspozycji jedynie Jurasówkę w Siemiechowie. Jej właściciele stają na głowie, aby narciarze, mieli odpowiednie warunki do jazdy.
- Próbujemy wykorzystać każdy mróz na maksa. Najlepsze naśnieżanie jest przy sześciu, pięciu stopniach na minusie, my to robimy przy minus półtora stopnia, co jest mało opłacalne, ale dzięki temu jeździmy - przyznaje Krzysztof Fela, współwłaściciel stacji narciarskiej w Siemiechowie.
Klimat się zmienił, stacje narciarskie w regionie tarnowskim mają kłopoty
Naśnieżanie stoków jest konieczne, bo prawdziwego puchu jest jak na lekarstwo. Właściciele wyciągów z regionu wzdychają do czasów, kiedy śniegu było na tyle, by nie trzeba używać armatek.
- Nie pamiętam już takiej prawdziwej zimy, żeby nasypało przynajmniej pół metra naturalnego śniegu, a właśnie tyle potrzeba, żeby pracować ratrakiem. W naszym klimacie jest to chyba już niemożliwe - mówi Krzysztof Fela.
O ile on i jego wspólnicy utrzymują ciągle wyciąg, to w dwóch innych miejscach w regionie nie mają tyle optymizmu.
W Jastrzębi właściciel stacji jeszcze do końca nie rezygnuje z otwarcia stoku, ale coraz mniej wierzy, że się to uda.
- Czekamy na mrozy, których jednak nie widać - podkreśla Zygmunt Adamczyk, właściciel wyciągu w Jastrzębi.
W tym roku, jeśli już uruchomi obiekt, to ma on pełnić wyłącznie formę szkoły nauki jazdy na nartach dla uczniów w czasie ferii. - Zobaczymy jaki będzie styczeń. Zima nas nie rozpieszcza i już chyba z osiem lat nie było prawdziwego sezonu zimowego. Przy takich temperaturach jak mamy obecnie jest problem z naśnieżaniem i utrzymaniem stoku - rozkłada ręce przedsiębiorca.
Lubinka nie spełnia standardów, trzeba zainwestować w nią miliony złotych
Wszystko wskazuje na to, że do historii przejdzie natomiast stacja narciarska w Lubince. Wielu tarnowian i mieszkańców regionu właśnie na tym stoku stawiało swoje pierwsze kroki w nartach. Z nostalgią wspominają zimowy wypoczynek właśnie w Lubince.
Ostatnie lata i bezśnieżne oraz ciepłe zimy sprawiły, że właściciel stoku zrezygnował z prowadzenia narciarskiego interesu.
- Można powiedzieć, że to już przeszłość. W tym roku na pewno nie otworzymy stacji. Swoje zrobiła kapryśna pogoda w ostatnich latach, ale i standardy tego obiektu nie mają już racji bytu - przyznaje Kazimierz Partyka.
Wspomina dawne lata, gdy podczas zimowych sezonów wyciąg był czynny przez 70 czy nawet blisko 90 dni. W ostatnich latach zdarzało się jednak, że sezon trwał zaledwie trzy lub cztery tygodnie.
Na razie jeszcze nie wiadomo jaka przyszłość czeka tereny, na których znajduje się stacja w Lubince.
- Grunty się pewnie podzieli, no chyba że pojawi się jakiś inwestor, który kupi stację. Ale chcąc doprowadzić to do porządku, potrzeba kilku milionów złotych - zaznacza pan Kazimierz.
Limit narciarzy na stoku w Jurasówce i posiłki w aucie na parkingu
Mieszkańcom pozostaje więc wyciąg w Siemiechowie. Jego właściciele w tym roku oprócz kapryśnej pogody muszą mierzyć się także z obostrzeniami wprowadzonymi z powodu pandemii. Jednym z warunków działania stacji narciarskiej jest, by na jej terenie przebywała maksymalnie jedna osoba na 100 m kw.
- Mamy dość szeroko naśnieżony stok więc raczej nie ma problemu. Widzimy też, że narciarze stosują się do wytycznych. Mają zasłonięte twarze kominami lub kominiarkami. Nie ma też kolejek, wszystko jest na razie w porządku. Zresztą mieliśmy już kontrolę sanepidu i nie wykazała nieprawidłowości - przekonuje Krzysztof Fela.
Ograniczenia dotyczą również punktu gastronomicznego działającego w stacji. Głodni narciarze mogą się w nim zaopatrywać tylko na wynos i delektować się posiłkami w pojazdach na parkingu.
Właściciel Jurasówki wierzą, że przetrwają ciężkie czasy i nie myślą o zamykaniu biznesu. - Będziemy zaparcie szli do końca ile się tylko da. Jesteśmy w stanie jeszcze chwilę pociągnąć, nawet jak nie będzie mrozu - podkreśla pan Krzysztof.
Bądź na bieżąco i obserwuj
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?