Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Ryszard Ścigała za kratkami odsiedział ponad dwa lata. Białe kołnierzyki nie budzą sympatii pod celą - mówi [ROZMOWA]

Łukasz Winczura
Łukasz Winczura
Rozmawiamy z Ryszardem Ścigałą, prezydentem Tarnowa z lat 2006-2014, który z początkiem lipca warunkowo zakończył odsiadywanie wyroku pozbawienia wolności za przyjęcie łapówki. Jakie były realia życia więziennego?

FLESZ - Sprawdź, czy Twój powiat jest “czerwony”

Napięty kalendarz pan ma... Tenis, mecz żużlowy, za chwilę odwiedziny przyjaciół, później krótki wyjazd z Tarnowa. W ekspresowym tempie chce pan nadrobić zaległości?

To nie tylko nadrabianie zaległości. To ludzka potrzeba kontaktów z osobami, z którymi utrzymujemy relacje. A tych przecież nigdy nie brakowało. Obecny okres to oprócz przyjacielskich wizyt również czas spędzony w szpitalach w związku ze stanem zdrowia najbliższych.

Wróćmy na tamtą stronę muru. W areszcie przy Montelupich w Krakowie odkrył pan, że w czasie spaceru spokojnie można zmówić różaniec. A teraz, w Jaśle, ponoć nauczył się pan grypsery.

Grypserę opanowałem w ciągu pierwszych kilkunastu dni. Pogłębienie umiejętności właśnie z Monte. To potrzeba wymuszona miejscem pobytu, by być zrozumiałym dla większości. Przydał się też „samouczek”. Myślę o książce Stefana Niesiołowskiego „Wysoki brzeg”, która jest dostępna w zakładach karnych…

Tego Stefana Niesiołowskiego? Polityka, byłego wicemarszałka sejmu?

Tak. On przesiedział kilka lat za komuny, w latach siedemdziesiątych. Co prawda kilka określeń od tego czasu już wyszło z użycia, ale pojawiły się inne neologizmy.

Ale słowo „przypał” zostało. To tak w kwestii zamiany „półotworka” w Jaśle na „zamek” w Rzeszowie, który do najlżejszych nie należy. I to pod sam koniec kary. To jak – nie przymierzając - przenieść się z Hiltona na camping.

Przypał, to rzeczywiście dobre słowo w tej kwestii, adekwatne do całej sytuacji. Rzeczywiście zmiana zakładu z półotwartego na zamknięty, a jeszcze na oddział mający opinię karnego, to duża zmiana...

I od nowa trzeba walczyć o swoje.

W więzieniu ciągle trzeba walczyć o swoje. Co to oznacza? Miejsce przy „blacie”, czyli przy stole, własny „fikoł”, czyli taboret i co najważniejsze tak zwane dolne „kojo” – czyli dolne miejsce do spania. Gdy pojawiasz się w nowej celi te dolne są zawsze zajęte. Ale szczęśliwie przez cały pobyt udawało mi się uzyskiwać przywilej dolnej pryczy.

Pan naprawdę chciał rozwalić w perzynę polski system penitencjarny, co było powodem przeniesienia do Rzeszowa?

Nie wysadzałem w powietrze systemu penitencjarnego, zwłaszcza w miejscu, który stał się moim domem na dwa lata. Myślę, że mogłem się wydawać niewygodny, budzący zainteresowanie, zarówno to przychylne, jak i być może to negatywne dla mnie. Była jakaś niezrozumiała dla mnie wola, nie wiem czy inspirowana przez kogoś, aby trzymać mnie do samego końca kary, uniemożliwiając skorzystanie z przywileju warunkowego zwolnienia. Przeniesienie do Rzeszowa na tak zwany „zamek” to był element takiej właśnie gry. Jak się okazało przeniesienie to odbyło się ze złamaniem prawa.

Jak współwięźniowie odnoszą się pod celą do „białych kołnierzyków”?

Białe kołnierzyki to trochę obcy element, nie budzący sympatii, mówiący innym językiem, bez powszechnej wulgarności. Ale myślę, że bardzo szybko udało mi się wtopić w specyficzną społeczność. Tam działa troszkę odmienna reguła. W normalnym, biznesowym funkcjonowaniu mówi się „wyróżnij się albo zgiń”, natomiast w społeczności więziennej im bardziej się wyróżniasz, tym bardziej masz pod górkę. Już na początku udało mi się zadzierzgnąć ciekawe znajomości, w tym z osobami, delikatnie mówiąc, tam dominującymi, choć nie znającymi empatii. A potem każdy obserwuje, kto z kim gania po spacerniaku i wyciąga wnioski. W związku z tym nigdy nie byłem pod presją, aby coś dać, kupić, załatwić. Nie doświadczałem też nietolerancji, a w takim miejscu to bardzo ważne. Ale były też „grzeczności”, które mogłem bez oporów zaoferować: pomóc napisać pismo urzędowe, stworzyć sensowny wniosek do instytucji zewnętrznych i tym podobne. Obudowałem się kodeksami, przepisami i pomagałem wszystkim, którzy o taką pomoc się zwracali.

Psychika panu nie siadła, „strzyga” pana nie dopadła?

Psychika mi nie wysiadła, może nawet wyszedłem silniejszy, a zdrowie fizyczne szczęśliwie też mi dopisywało. Nie daj Bóg poważnie zachorować za murami... A wiele osób nie mogło sobie poradzić z izolacją, utratą pracy. Dramaty, zwłaszcza młodych ludzi dotyczyły relacji mężczyzna-kobieta. Nie wszystkie żony czy partnerki godziły się na czekanie kilka lat na powrót swojego mężczyzny. Niepokoili się, co będzie po wyjściu, gdy rozpadły się grupy rówieśnicze, których byli członkami. Miałem przykrą okazję prowadzić wiele takich rozmów. Ja na szczęście mam szczęśliwą, kochającą rodzinę, która mnie bardzo wspierała.

Czym się pan zajmował w więzieniu?

Przede wszystkim najpierw trzeba było się nauczyć żyć w specyficznych warunkach i je nagiąć do swoich elementarnych potrzeb. Stworzyć własny, niewielki kąt prywatności. Poradzić sobie z izolacją, utrudnionymi kontaktami. Odczytać zachowania i wymagania osób nadzorujących, a ci też miewają nawyki czy nawet skrzywienia wynikające z charakteru pracy. W Jaśle, przed pandemią, pracowałem w Domu Pomocy Społecznej Ojców Bonifratrów jako opiekun osób niepełnosprawnych intelektualnie. I mówię to z dumą, jako że praca ta dawała mi wielką satysfakcję, a szczere, serdeczne relacje z moimi podopiecznymi były dla mnie motywacją i nagrodą. Popołudniami pracowałem nad „małolatami”, aby wyprostować ich życiowe ścieżki.

Orka na ugorze.

To było zadanie zlecone przez zakład karny. Nie była to rzeczywiście prosta sprawa, biorąc pod uwagę pobudliwość tych młodych ludzi. Dużo czytałem, a w jednym z dostępnych pomieszczeń grałem na gitarze – dla przyjemności bossa-novy i dla społeczności więziennej akompaniując podczas mszy świętej. W Rzeszowie natomiast pozostały tylko książki. Będąc przez 23 godziny na dobę, w cztery osoby, w jednej celi o powierzchni niecałe 12 metrach kwadratowych , w tym tzw. kącik sanitarny i dwa piętrowe łóżka niewiele jest pola do innej aktywności. Nawet nie ma miejsca by ćwiczyć tężyznę.

Nie czuje się pan w jakiś sposób już ostygmatyzowany? Ktokolwiek będzie pisał historię Tarnowa przy Ryszardzie Ścigale, oprócz tego rządził dwie kadencje i kolejne miał na wyciągnięcie ręki znajdzie się adnotacja, że został skazany za przyjęcie łapówki i trafił do więzienia?
Nie czuję się ani stygmatyzowany, ani winny zarzutu przyjęcia łapówki. Nigdy nie byłem sprzedajny, nigdy nie wykonałem niczego w zamian za jakąkolwiek osobistą korzyść. I podkreślam to z całą mocą. Pozwala mi to chodzić z podniesionym czołem i spoglądać ludziom prosto w twarz. Paradoksalnie spotykam się z licznymi wyrazami sympatii.

Ma pan przed sobą kolejny proces.

To nie jest nowy proces, a dalej nie zakończona sprawa jednego z trzech zarzutów jakie mi postawiono siedem lat temu. Za jeden zostałem skazany i odbyłem karę. Dwa pozostałe – miały, jak się wyraził jeden z uczestników procesu, charakter alternatywny. Od jednego z nich zostałem uniewinniony, a jeden został skierowany do ponownego rozpatrzenia, jako że dowody przedstawione przez prokuraturę nie mogły się ostać. Pomiędzy 2016 r a jesienią 2019 r nie były podejmowane w tej sprawie żadne czynności. A teraz nie chcę się wypowiadać w trakcie procesu, ale jedno jest dla mnie pewne – nie jestem winien przypisywanego mi przekroczenia uprawnień.

Jak pan ogląda miasto po dwuletniej nieobecności?

Wróciłem, zobaczyłem. Nie chcę oceniać, choć osobiście liczyłem na większe zmiany w mieście, na sprawniejszą budowę marki Tarnowa na arenie ogólnopolskiej i międzynarodowej, co było również moim konikiem. Martwią relacje rada miejska – prezydent, troska o lokalne rzemiosło czy też stan finansów. Ale trudno jest to obiektywnie oceniać nie znając szczegółowo obecnych uwarunkowań. Trzeba pamiętać, że choć mam ponad 20-letnie doświadczenie samorządowe, od kilku lat nie uczestniczę czynnie w jego życiu.

Jak pan widzi swoją aktywność na najbliższe lata? Do emerytury jeszcze kawałek, na pisanie pamiętników i zajmowanie się ogródkiem chyba jeszcze za wcześnie...

Do samorządu jako członek jego organów na pewno już nigdy nie powrócę. Ale to nie oznacza, że będę niesłyszalny z moimi podpowiedziami, sugestiami. Będę funkcjonować w biznesie, ze względu na sytuację rodzinną, tym związanym z Tarnowem lub najbliższymi okolicami. Powiem tak, wierzę, że mogę być i będę użyteczny.

Pobierz bezpłatną aplikację Nasze Miasto i bądź na bieżąco!

Jak korzystać z aplikacji, by otrzymywać informacje z miasta i powiatu? To proste!
Po wejściu w aplikację w prawym górnym rogu w menu wybierz swoje miasto.

Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania. Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy zakładkę "koronawirus", w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto