Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przygoda Sary na Zanzibarze przyniosła jej wygraną w Hotelu Paradise. Teraz stawia na rozwój i planuje imprezę dla przyjaciół [ZDJĘCIA]

Paulina Marcinek-Kozioł
Paulina Marcinek-Kozioł
Sara Jezuit poszła do "Hotelu Paradise" by przeżyć przygodę i znaleźć miłość
Sara Jezuit poszła do "Hotelu Paradise" by przeżyć przygodę i znaleźć miłość archiwum prywtane
Po zwycięstwie w popularnym programie "Hotel Paradise" Sara Jezuit chce jak najlepiej wykorzystać swoje przysłowiowe pięć minut. Dębiczanka żyje teraz na pełnych obrotach: założyła własną firmę, jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych i bierze udział w sesjach reklamowych. Ale pozostała normalną dziewczyną, która pracuje jako kelnerka i pomaga bezdomnym zwierzakom.

FLESZ - Zmiany w InPost. To musisz wiedzieć!

od 16 lat

Przygoda Sary Jezuit na Zanzibarze

Do kartonowego pudełeczka, w którym Sara przechowuje pamiątkowe bilety do kina, podwiązkę ze studniówki, pocztówki, zdjęcia, dyplomy oraz inne ważne drobiazgi, dorzuci te, które niedawno przywiozła z Zanzibaru. Na tropikalnej wyspie spędziła rajskie wakacje, a miliony widzów w telewizji i Internecie śledziło jej sercowe perypetie.

- To była przygoda mojego życia. Teraz mogę już powiedzieć, że poznałam tam paru przyjaciół, z którymi utrzymujemy kontakt cały czas – opowiada 23-latka.

Choć od emisji finałowego odcinka „Hotelu Paradise” minęło już kilka tygodni, to konta w mediach społecznościowych, które prowadzi Sara Jezuit, są przepełnione wiadomościami. Fani nie dają jej spokoju. Wciąż piszą z gratulacjami, a jeśli spotykają ją na ulicy, proszą o wspólne zdjęcia.

- Po programie wpadłam już w wir obowiązków, założyłam firmę, działam na Instagramie i nie mam czasu myśleć o programie, ale ludzie nie dają mi o nim zapomnieć. Przyznam, że to bardzo miłe – opowiada. Jej profil na Instagramie ma ponad 200 tysięcy obserwujących.

Sara od dawna była fanką „Hotelu Paradise” i oglądała niemal każdy odcinek. Do udziału w reality show namówiły ją koleżanki, a zmotywowała sytuacja w której się znalazła.

- Rozstałam się z chłopakiem i chciałam zrobić coś szalonego – przyznaje.

Wysłała zgłoszenie, została zaproszona na casting, a potem do programu. Po cichu liczyła też na to, że znajdzie w nim swoją "drugą połówkę".

Do "Hotelu Paradise" przychodzą bowiem ludzie, którzy szukają miłości, przygody i dobrej zabawy. Łączą się w pary, zakładają sojusze, knują intrygi, a wszystko po to, by wygrać program i zgarnąć nagrodę pieniężną. Wszystko dzieje się na egzotycznym Zanzibarze, a kamery towarzyszą uczestnikom przez całą dobę.

- Po kilku godzinach zapomniałam, że w ogóle są, życie się toczyło, a ja nie zwracałam na kamery uwagi. Może gdy chodziliśmy na randki, to początkowo był stres, jak widziałam ilu operatorów nam towarzyszy - uśmiecha się.

Mieszkanka Dębicy w wielkim finale reality show

Sara dotarła do samego końca programu. Początkowo była w parze z Przemkiem, a potem z Michałem. Choć nie znalazła tam prawdziwej miłości, to w wielkim finale zgarnęła 90 tysięcy złotych.

Nagrodę zamierza zainwestować w swój rozwój. Dokupi sprzęt, który ułatwi jej pracę i pozwoli jeszcze lepiej działać w mediach społecznościowych. Swoim znajomym z rajskiej wyspy obiecała, że zorganizuje „melanż”, którego nigdy nie zapomną. Będzie koncert, pokaz iluzjonistów i wiele innych niespodzianek.

Część wygranej zamierza również przeznaczyć na cel charytatywny. Jeszcze go nie wybrała, ale być może będzie to schronisko, bo Sara od wielu lat pomaga bowiem bezdomnym psom, organizując zbiórki karmy i artykułów dla czworonogów. Sama niedawno przygarnęła pod swój dach porzuconego na ulicy psiaka.

Idealna figura Sary Jezuit to efekt ćwiczeń i dobrych genów

Sara założyła firmę, prowadzi kanał na YouTube, nagrywa spoty reklamowe. Marzy się jej własny sklep z ubraniami. Na początek będą to czapeczki z daszkiem. Zamierza także wrócić do kelnerowania w lokalu, w którym pracowała przed i w trakcie emisji reality show.

Ćwiczeń też nie odpuszcza, bo sport to jej prawdziwa pasja. Przez kilka lat trenowała lekkoatletykę, teraz często można spotkać ją na siłowni. O jedzenie szczególnie nie dba i jak sama podkreśla jej figura to zasługa przede wszystkim dobrych genów.

- Cokolwiek bym nie jadła, wyglądam tak samo. Jest fanką pierogów, żurku i kotleta schabowego. Moi znajomi śmieją się, że kuchnia polska jest zawsze u mnie na pierwszym miejscu na wszystkich naszych wspólnych wyjazdach – uśmiecha się.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto