FLESZ - Cała Polska w strefie czerwonej
Lubiana przez tarnowian restauracja „Włóczykij” od marca zamknięta jest na cztery spusty, a na jej drzwiach wisi ogłoszenie o sprzedaży. Lokal dobił koronawirus.
- Gdyby nie epidemia, funkcjonowalibyśmy nadal - mówi Artur Adamski, współwłaściciel restauracji, która przy Wielkich Schodach istniała kilka lat. W czasie pierwszego lockdownu lokal nie zdecydował się na serwowanie jedzenia na dowóz. - Nigdy go nie oferowaliśmy i nie wprowadziliśmy także wtedy, bowiem dania na dowóz tracą walory smakowe - dodaje Adamski.
Jaki los czeka tarnowskie resturacje w dobie pandemii koronawirusa?
Zwijanie interesów i zwalnianie pracowników dla wielu tarnowskich restauratorów wydaje się być coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem. Pandemia koronawirusa i najnowsze rządowe obostrzenia sprawiły, że po raz kolejny musieli od soboty (24 października) zamknąć lokale.
- Z dnia na dzień zostaliśmy pozbawieni pracy. Byliśmy w szoku, bo do końca wierzyliśmy, że jednak do tego nie dojdzie - mówi Jacek Sulowski, właściciel restauracji Obsesja Smaku przy ul. Krakowskiej. - Nie zdążyliśmy odrobić strat po wiosennym lockdownie, a tu już kolejny cios w naszą branżę – dodaje.
.
- Ledwo dźwignęliśmy się po tym pierwszym zamknięciu i znów dostaliśmy w twarz. Sytuacja jest katastrofalna. Szykujemy się do zwolnień ludzi, a oni też sami nie wiedzą co zrobią, bo przecież też mają rodziny na utrzymaniu – mówi Anna Wolińska, właścicielka restauracji PUB Śródmieście.
Jedzenia na dowóz w przypadku tarnowskich to kiepski sposób na przetrwanie. Przy serwowaniu dań na wynos liczba klientów jest o 90 procent mniejsza niż w czasie normalnego funkcjonowania lokali.
- Nie ma możliwości, żeby z dwóch czy trzech zamówień dziennie utrzymać pracowników i zapłacić wysoki czynsz, ZUS czy prąd – wylicza Joanna Schaffer, współwłaścicielka pubu Leprikon Irish.
- Nie da się z tego wyżyć. Większość z nas prowadząc restauracje bazuje na przyjęciach i imprezach okolicznościowych - mówi Janusz Podlasiewicz, właściciel Jani Sushi i Jani Pizza w Tarnowie.
Tarnowscy restauratorzy wyszli na ulice Tarnowa
Zrozpaczeni przedsiębiorcy postanowili kilka dni temu wyjść na ulice Tarnowa, by głośno powiedzieć o sytuacji, w jakiej się znaleźli.
- Najgorsze jest to, że zostaliśmy sami z problem i nie ma dla nas żadnej pomocy – podkreśla Anna Wolińska.
Właściciele restauracji, hoteli, pubów oraz przedstawiciele branży ślubnej i artystycznej z Tarnowa protestowali w poniedziałek poniedziałek (26 października) przed tarnowską delegaturą Urzędu Wojewódzkiego.
W maseczkach na twarzach, z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa, spacerowali po przejściach dla pieszych ulicy Mickiewicza i al. Solidarności. Przez mikrofon odczytywali postulaty pod adresem rządu, prosili też o wsparcie wojewody. Domagali się między innymi zwolnienie z podatków, ZUS i dofinansowanie do wypłat pracowników.
- W tym momencie nie mamy na to pieniędzy, bo restauracje są zamknięte. Każda ulga czy wsparcie jest dla nas ważne - podkreśla Janusz Podlasiewicz.
- Domagamy się sprawiedliwości. Markety, sklepy powierzchniowe, kościoły działają, a restauracje są zamknięte – mówi Dawid Rzepa z restauracji Soprano. - Większe obawy zarażenia są przecież przy zakupach niż w restauracjach, gdzie pracujemy w maskach, używamy płynów do dezynfekcji i zachowujemy odpowiednią odległość między stolikami - dodaje
Tarnowscy restauratorzy nie odpuszczą i będą robić co się da, by utrzymać swoje biznesy i nie zwalniać pracowników. Gotowi są również wychodzić na ulice do skutku. - Czekamy na rozwój sytuacji, ale na pewno będziemy walczyć o swoje - podkreśla Jacek Sulowski.
Tarnów:
Bądź na bieżąco i obserwuj
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?