Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pogorzelcy z Wierzchosławic nie zostali sami. Znaleźli się ludzie, którzy pomogli w odbudowie spalonego domu i przywrócili nadzieję

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Grzegorz Kosiaty (z lewej) po pożarze domu był załamany. Dzięki pomocy wielu osób, w tym m.in. wsparciu Marka Podrazy (na zdj. z prawej), udało się już wykonać sporo prac, aby przywrócić spalony budynek do użytku
Grzegorz Kosiaty (z lewej) po pożarze domu był załamany. Dzięki pomocy wielu osób, w tym m.in. wsparciu Marka Podrazy (na zdj. z prawej), udało się już wykonać sporo prac, aby przywrócić spalony budynek do użytku Paweł Chwał
Noc z 31 października na 1 listopada była jedna z najczarniejszych w życiu Grzegorza Kosiatego. Mężczyzna nagle dowiedział się o tym, że dom który przez lata wykańczał, inwestując w niego swoje oszczędności, spłonął. Ogień strawił niemal wszystko, co znajdowało się w środku, a także uszkodził dach, drzwi i okna. Cudem z płomieni uratowali się jego bliscy. Dzięki wsparciu wielu osób trwa odbudowa zniszczonego budynku.

W pożarze stracili wszystko. Z budynku zostały tylko ściany i nadpalony dach

Było przed godz. 22, kiedy do pana Grzegorza zadzwonił sąsiad. To on, jako pierwszy powiedział mu o pożarze, że dom mu się pali.

- Byłem wtedy w Tarnowie. Nie pamiętam dzisiaj, jak dostałem się do Wierzchosławic, bo jak wsiadłem w samochód to o niczym innym nie myślałem, tylko o tym, jaki widok zastanę, gdy dotrę na miejsce – opowiada mężczyzna.

A ten był przerażający. Wszędzie stały samochody strażackie na sygnałach, było dużo ludzi. Pożar był już praktycznie opanowany, ale wszędzie unosił się zapach spalenizny. Nie było czego już ratować. To, czego nie strawił ogień zalali strażacy wodą lub było pokryte czarną mazią ze spalonych mebli i sprzętów.

Cud, że nikt nie zginął. Wujkowie pana Grzegorza, którzy akurat przyjechali w odwiedziny, ewakuowali się przez okno dzięki drabinie, którą podstawili sąsiedzi. Mamę, która znajdowała się na parterze, wyprowadzili z płonącego budynku strażacy, a pogotowie zabrało ją karetką do szpitala.

Ogrom zniszczeń ukazał się dopiero nazajutrz rano, kiedy to spalone pomieszczenia wypełniło dzienne światło. Kiedy inni jechali na cmentarze, aby pomodlić się na grobach swoich bliskich pan Grzegorz szacował straty. A te były ogromne. Pożar strawił niemal wszystko, co było środku, obejmując błyskawicznie po kolei pomieszczenia na parterze, a następnie wdzierając się na poddasze.

- Z drewnianych schodów zostały jedynie metalowe barierki. Reszta spłonęła. Ogień strawił meble, przechowywane w nich ubrania, sprzęt rtv-agd, ważne dokumenty, zdjęcia, książki. Praktycznie nic się nie uratowało. Zostaliśmy bez niczego – przyznaje pogorzelec z Wierzchosławic.

Budynek był praktycznie nowy. Mężczyzna razem z mamą mieszkali w nim od dziesięciu lat, inwestując w jego wykończenie większość swoich oszczędności. Przyczyna pożaru nie została ustalona.

Pomoc dla pogorzelców

Pierwsze dni po pożarze były dla pana Grzegorza najtrudniejsze. Był na granicy załamania, ale dzięki sąsiadom, znajomym i ludziom, którzy postanowili pomóc mu i jego mamie w tej dramatycznej sytuacji, w jakiej oboje się znaleźli, zobaczył światełko w tunelu, że jest szansa na to, aby odbudować to, co zabrał ogień.

Dla pogorzelców założona została zbiórka w internecie, kolejna przeprowadzona została w kościele, pomógł GOPS, Caritas, gmina Wierzchosławice, a w ramach Szlachetnej Paczki dostali osuszacz. Z pomocą przybył także Marek Podraza, nauczyciel miejscowej szkoły, radny powiatowy i społecznik, który już wielokrotnie angażował się w odbudowę domów dla osób dotkniętych przez los. Doskonale wiedział do kogo zwrócić się o pomoc. Chętnie i z dużym zrozumieniem, oferowali ją lokalni przedsiębiorcy i hurtownicy, którzy za darmo lub z dużym upustem dostarczyli materiały budowlane, okna, drzwi i potrzebne instalacje.

- To już bodajże piąty dom, w odbudowie którego pośredniczę. Wiem, na kogo można liczyć, do kogo zadzwonić i zwrócić się z prośbą o wsparcie. Ci, z którymi rozmawiam wiedzą dobrze, że robię to nie dla siebie, ale dla osób, które naprawdę tej pomocy potrzebują – mówi Marek Podraza.

Jak wylicza, udało się w ten sposób zaoszczędzić blisko 80 tysięcy złotych. Najlepszą nagrodą dla niego jest uśmiech, który wreszcie powrócił na twarz pana Grzegorza.

- On nie czeka na to, że inni coś za niego zrobią. Sam pracuje, zarabia, żeby odbudować to, co strawił ogień. Cieszy się z każdej, nawet drobnej rzeczy, z tego, że okna ładnie pasują do domu, że są ciche i szczelne, że może już grzać w środku, że powoli ten dom się odradza, choć do pełni szczęścia jeszcze daleka droga – dodaje Marek Podraza.

Grzegorz Kosiaty ma nadzieję, że jeszcze w tym roku będzie mógł razem z mamą wrócić na swoje.

- Byłem załamany i długo nie wierzyłem w to, że dom będzie nadawał się do użytku. Teraz jestem już spokojny o to, że się uda, że znowu tutaj zamieszkamy, że los się odmieni. Tyle osób nam pomogło i nas wspiera. To dodaje sił – mówi ze łzami w oczach mężczyzna.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto