Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wszystkie kobiety Marka Grechuty

Katarzyna Kachel
Zauroczył Krystynę Jandę i babcię Anny Szałapak. Podkochiwały się w nim egzaltowane polonistki, jak Iwona Bielska i młode aktorki, jak Dorota Pomykała. – Cholera, nie wiem jak on to robił, ale do dwóch pierwszych ...

Zauroczył Krystynę Jandę i babcię Anny Szałapak. Podkochiwały się w nim egzaltowane polonistki, jak Iwona Bielska i młode aktorki, jak Dorota Pomykała. – Cholera, nie wiem jak on to robił, ale do dwóch pierwszych rzędów podczas koncertu żaden facet się nigdy nie wcisnął – śmieje się Jan Kanty Pawluśkiewicz

Dziewczyny, za przeproszeniem, to na jego widok sikały – wspomina kompozytor Jan Kanty Pawluśkiewicz, który razem z Markiem Grechutą zakładał zespół Anawa.

Bo w Anawie wszystko się zaczęło. – Marek wychodził na scenę, nie ruszał się prawie w ogóle. Nieruchome miał ręce, nogi, nie wykonywał żadnych gestów, a wszystkie się w niego wpatrywały – wspomina Jan Kanty Pawluśkiewicz. – Na początku to jeszcze się łudziliśmy, że one dla kogo innego przychodzą, ale szybko pozbyliśmy się złudzeń.

Od tego tajemniczego uśmiechu Marka Grechuty nie mogła oderwać wzroku ani Magda Umer, ani inne studentki, które pchały się na koncerty. Jak wspomina Jan Kanty Pawluśkiewicz, nie było szans, by do dwóch pierwszych rzędów wcisnął się jakiś facet. Grechuta zawsze śpiewał tak samo, nie rzucał się po scenie. Mówili mu: chłopie, idź na zajęcia z choreografii, bo teraz króluje bigbit, trzeba się jakoś ruszać. Kiwał głową, że dobrze i na tym się kończyło.

Panie chciały go schrupać
Po Festiwalu Piosenki Studenckiej stał się idolem wszystkich studentek. Trudno było znaleźć taką, która nie nuciłaby pod nosem „Tango Anava”. A potem było Opole.

– Pamiętam ten jego występ i zachwyt mojej babci. Była Markiem oczarowana. Mówiła o nim: anielski cherubinek z aureolą blond loków wokół głowy. Cała Polska oszalała gdy śpiewał: Będziesz moją panią, Dam ci serce szczerozłote dam konika cukrowego – wspomina Anna Szałapak, artystka Piwnicy pod Baranami.

W gazetach pisano wtedy, że starsze panie mają ochotę go schrupać. Na polonistyce nie mówiło się o nikim innym.

– Plotkowało się o Grechucie, albo o mistrzach jazdy figurowej – wspomina aktorka Iwona Bielska, wówczas studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim. – Spełniał wszystkie warunki ideału dla lekko egzaltowanych dziewcząt. Był przystojny, inteligentny, poetycki, tajemniczy. Na scenie zawsze z takim fascynującym dystansem.

Polonistki kochały się w nim wszystkie. Tym bardziej żarliwie i gorąco, że na tym sfeminizowanym kierunku chłopaków był nędzny odsetek. – Jak słyszałyśmy: Będziesz moją panią, no to która nie chciałaby nią być. Wszystkie o tym marzyłyśmy – uśmiecha się Iwona Bielska.

Pomykała zazdrościła Jandzie

Krystyna Janda – ta to miała szczęście. Grechuta wpadł na nią w budynku telewizji. – Nogi się wtedy pode mną ugięły – wspomina często w wywiadach. Piosenki Grechuty powalały ją wówczas na kolana. Konsekwencją tego spotkania był występ Jandy w Opolu w 1977 r. Grechuta z Jandą wykosili wtedy wszystkich. On zdobył Grand Prix za piosenkę „Hop – szklankę piwa”, Janda zachwyciła wszystkich śpiewając „Gumę do żucia”, do słów i muzyki Grechuty.

– Jak ja jej wtedy zazdrościłam – śmieje się Dorota Pomykała. – Która kobieta nie ulegała wówczas jego czarowi? W nim było to co lubimy najbardziej: i kowboj, i poeta, czyli wszystko. O takim mężczyźnie to się marzyło od rana do wieczora. Działała na nas i poezja, i jego amorkowaty, efemeryczny wygląd. W jego poezji była taka męskość. Tak chciałam, by ze mną coś nagrał.

Udało się i Pomykale. W projekcie „Śpiewające obrazy” uczestniczyły dwie krakowskie aktorki: Pomykała właśnie i Urszula Kiebzak.

– Jaki był? Była w nim taka zaduma i melancholia. W stosunku do kobiet zawsze był szarmancki, uroczy, ciepły. Oczarowywał, każda to czuła – zapewnia Dorota Pomykała.

Maryla Rodowicz mówi, że działał na kobiety, choć w ogóle się nie wysilał. – Nie podrywał, nie uwodził. Ale ta jego twarz cherubinka, kręcone włosy, duże oczy i zmysłowe usta działały, oj działały – śmieje się. – Na mnie nie – zaznacza. – Bo ja wolę typy dzikie i twarde, nie anielskie. Ale za to czarował mnie jego głos.

Żadna by się nie oparła

– Mógł przebierać jak w ulęgałkach, romansować do woli, ale nie było tak – opowiada Kanty Pawluśkiewicz. – Ech, można mu było tej popularności, tego magnetyzmu jedynie pozazdrościć. Żadna by się nie oparła.

Anna Szałapak poznała go w Piwnicy pod Baranami. – Przychodził, aby zaśpiewać kilka piosenek w trakcie programu kabaretowego. Sam sobie akompaniował na fortepianie. Był charyzmatyczny, publiczność go uwielbiała. W trakcie spotkań w prywatnych mieszkaniach rysował portrety, były to pastele. Też mu pozowałam, nie wiem, gdzie jest i czy w ogóle zachował się ten portret… – zastanawia się.

Był – jak wspomina – miły, delikatny, charyzmatyczny. Patrzył na kobiety jak wrażliwy artysta. – Która nie chciałaby go poznać? – rozmarza się aktorka Iwona Bielska. – Gdy po tej polonistyce studiowałam w krakowskiej PWST, ktoś mi pokazał kamienicę na rogu Krowoderskiej i Szlaku i powiedział. –Tu mieszka Grechuta. To ja się poczułam taka wyróżniona, że mogłam zostać jego sąsiadką. Myślę: w każdej chwili mogę go spotkać, minąć, zobaczyć, I tak było faktycznie. Z czasem nawet zaczęliśmy wymieniać ukłony…

Grechuta był jak Beatlesi

Marek Grechuta wywierał mocne wrażenia zarówno na kobietach dojrzałych jak i na nastolatkach. Słuchały go studentki, ale także gospodynie domowe. Jego słowa docierały do wszystkich kobiet, niezależnie od wieku czy zawodu. Także do aktorki Doroty Segdy.

– Z Markiem Grechutą w moim życiu to było jak z Beatlesami. Odkryłam go dużo później niż jego rówieśnicy. Słuchałam go z niemałym przejęciem w liceum. Wszystkie piosenki mi się podobały. Zresztą i teraz nastolatki dostają od swoich chłopaków płyty CD właśnie z przebojami Grechuty. Bo jest to piosenkarz nieśmiertelny. I to co ma w głosie, ten magnetyzm, sprawia, że wciąż czaruje. Nawet wtedy gdy go nie widać, gdy się nie jest na koncercie, to czuje się tę niesamowitą charyzmę. Od razu się uśmiecham, gdy go gdzieś usłyszę w radiu – opowiada.

Epilog

Zygmunt Konieczny do dziś nie może zrozumieć tych kobiet. – Ja tam nie wiem, co one w nim widziały! Przecież on taki wycofany, nie był duszą towarzystwa, nie bywał na bankietach. No sam nie wiem… – mówi.

Jan Kanty Paluśkiewicz też nie rozumie, ale zazdrości. – Marzy mi się, żeby o mnie napisano kiedyś taki tekst: Wszystkie kobiety, które kochały Kantego Pawluśkiewicza, ech…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto