Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragiczny pożar domu. Podpalacz wzniecił ogień, bo gospodarz wyprosił go z budynku

Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Z pożarem, który zdaniem śledczych wzniecił Tomasz S., walczyło kilka zastępów straży pożarnej
Z pożarem, który zdaniem śledczych wzniecił Tomasz S., walczyło kilka zastępów straży pożarnej OSP Braciejowa
Prokuratura Rejonowa w Dębicy skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi S. 49-latek w lutym tego roku podpalił dom, w którym mieszkał Jan Ś. Niestety gospodarz zginął w płonącym budynku. Podpalacz odpowie jednak nie za zabójstwo, a za podpalenie i nieumyślne spowodowanie śmierci.

FLESZ - Złoto najdroższe od dekady

Jeszcze kilka tygodni temu Tomasz S. przebywał za kratkami. Przed sądem będzie jednak odpowiadał z wolnej stopy. Na pięć dni przed skierowaniem aktu oskarżenia sąd uchylił 49-latkowi areszt tymczasowy, w którym przebywał od lutego. Po wpłaceniu poręczenia majątkowego wynoszącego 10 tysięcy złotych mieszkaniec Latoszyna wyszedł na wolność i jest objęty dozorem policji. Wkrótce odpowie przed wymiarem sprawiedliwości za tragiczny pożar, który wzniecił na początku roku.

Siostra próbowała ratować brata

Do dramatycznych wydarzeń doszło w nocy z 6 na 7 lutego w Latoszynie. Około północy siostrę Jana Ś., która mieszkała w jego sąsiedztwie obudził głośny hałas i czyjeś wołanie. Kiedy wyjrzała przez okno zobaczyła, że z budynku, w którym mieszka jej brat wydobywa się ogień. Natychmiast wybiegła na zewnątrz w stronę płonącego domu. Obok stała 56-letnia znajoma Jana, która wołała, aby mężczyzna szybko opuścił palący się dom. Siostra wezwała na pomoc straż pożarną, ale nie czekając na przyjazd ratowników sama postanowiła wydostać brata z płonącej pułapki. Wyważyła okno i weszła do środka. Na podłodze zobaczyła leżącego 56-latka. Próbowała wyciągnąć go za ręce, ale ogień zaczął ją parzyć i sama była zmuszona opuścić płonący dom.

Po kilku chwilach na miejsce przyjechały zastępy straży pożarnej z Dębicy oraz Braciejowej i Podgrodzia. Dom był już wtedy praktycznie cały objęty ogniem. Strażacy wynieśli z domu 56-latka, ale nie udało się go uratować. Jego zwłoki były już w znacznej części spalone od pasa w dół.

Telefon przed pożarem

Jeszcze tej samej nocy przesłuchano siostrę ofiary i jego znajomą. Ustalono, że wieczorem do Jana Ś. przyszedł inny mieszkaniec Latoszyna, Tomasz S. Wspólnie z gospodarzem i jego znajomą pili alkohol. Około godziny 20 Jana odwiedziła siostra. Gospodarz zakończył wtedy biesiadę i wyprosił z domu 49-latka. To bardzo wzburzyło Tomasza S., ale ostatecznie opuścił dom. Wkrótce po nim wyszła też siostra Jana Ś.

Właściciel pozostał w domu ze swoją znajomą. Zeznała ona śledczym, że kilkadziesiąt minut przed pożarem zadzwonił telefon stacjonarny. - Jan Ś. poinformował ją, że dzwonił Tomasz S. który mówił mu, że się z nim policzy - informuje Jacek Żak, Prokurator Rejonowy w Dębicy.

Później przez okno ktoś wrzucił coś do domu. W budynku pojawił się ogień. Przebywający w środku kobieta i mężczyzna wybiegli na zewnątrz. Jan Ś. po chwili wrócił jednak do środka i już nie opuścił płonącego budynku.

Zanik pamięci?

Po dokonaniu tych ustaleń policja następnego dnia zatrzymała Tomasza S. Mężczyzna podczas przesłuchania nie przyznał się do winy twierdząc, że miał tego wieczoru chwilowy zanik pamięci. Śledczy przedstawili mu jednak zarzuty podpalenia i nieumyślnego spowodowania śmierci. - Nie można tu mówić o umyślnym spowodowaniu śmieci, ponieważ podpalenia dokonano gdy znajdujące się w środku osoby jeszcze nie spały, a ofiara wyszła nawet z budynku, ale z niewiadomych przyczyn do niego wróciła - zaznacza prokurator Żak.

Późniejsza opinia biegłych wykazała, że podpalenia dokonano wrzucając przez okno do domu pojemnik z substancją łatwopalną. - Nadto dokonano analizy wykazu połączeń i prób połączeń z karty SIM, użytkowanej i której abonentem jest podejrzany Tomasz S. Wynika z niej, iż na około 30 minut przed poinformowaniem służb ratunkowych o zdarzeniu za jej pomocą nawiązane zostało połączenie z telefonem stacjonarnym pokrzywdzonego i trwało ono około 45 sekund - podkreśla prokurator.

Te ustalenia pozwoliły śledczym sporządzić akt oskarżenia. Tomaszowi S. grozi do pięciu lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto