Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tarnowska opowieść wigilijna sprzed 75 lat, która poruszy każde serce. Zygmunt Pertkiewicz pomógł nieprzyjacielowi w potrzebie

Redakcja
Zygmunt Pertkiewicz
Zygmunt Pertkiewicz Archiwum
Trwał szósty rok hitlerowskiej okupacji w Tarnowie. Gdy rodzina Pertkiewiczów zasiadła do wigilijnej kolacji, do ich drzwi zastukał niespodziewany gość. Schorowany i wycieńczony żołnierz w mundurze Werhmachtu, prosił o pomoc. Dalszy rozwój wypadków tego wieczoru stał się kanwą filmowej opowieści wigilijnej, która poruszy niejedno serce.

Wigilia 1944 roku wypadała w niedzielę. W domu rodziny Pertkiewiczów przy Krakowskiej 34 krzątano się przygotowując kolację świąteczną. To było ich piąte łamanie się opłatkiem w Tarnowie – mieście do którego przybyli z Kalisza i Warszawy po kapitulacji Polski w 1939 roku. Wcześniej prowadzili także aptekę w Kutnie. Pomocną dłoń podał im tarnowski farmaceuta Mieczysław Krzysztoforski, który załatwił im mieszkanie przy ul. Towarowej oraz możliwość dzierżawy apteki. Po likwidacji getta Pertkiewiczowie przenieśli się do mieszkania na parterze, które było zlokalizowane w sąsiedztwie apteki, którą prowadził Zygmunt.

24 grudnia za oknami słychać było pohukiwanie armat wojsk sowieckich, które stały na Wisłoce w okolicach Dębicy. Za oknem śnieg i widoczne zdenerwowanie wśród Niemców. Przesuwające się głównym traktem czołgi i ciężarówki wywoływały drżenie szyb w oknach. Kolejne niemieckie urzędy były zamykane a personel w popłochu się ewakuował.

Ale u Pertkiewiczów było radośnie nie tylko z powodu zbliżającego się Bożego Narodzenia i rychłego wyzwolenia. Kilka dni wcześniej z więzienia przy Konarskiego został wypuszczony pan Zygmunt.

Wyglądał mizernie, z ogoloną głową. Ale był, przeżył, choć ceną jego wolności była cała rodowa biżuteria, którą trzeba było przekazać. Kilka dni wcześniej z obozu jenieckiego przyszedł list od Romana Pertkiewicza, syna Zygmunta, o którym słuch zaginął od chwili upadku powstania warszawskiego. Cieszono się także, że zawieruchę wojenną szczęśliwie przeżył Jerzy, który walczył w Batalionie Barbara na Jamnej i kilkakrotnie cudem uniknął śmierci. To on miał w przyszłości kontynuować aptekarskie tradycje rodzinne.

Pusty talerz dla gościa

Świąteczny stół nakryty był białym obrusem, pod którym umieszczono sianko. Na stole opłatki, pokój oświetlały świece. Głowa rodu - Zygmunt - czyta fragment Ewangelii o Bożym Narodzeniu. Rodzina rozpoczyna modlitwę. Odmawiają „Ojcze nasz”. Dochodzą do słów: „Przyjdź Królestwo Twoje”. Wtem szept modlitwy przerwał ostry dźwięk dzwonka.

To, co działo się za chwilę, tak zapamiętał 24-letni wówczas Jerzy Pertkiewicz, późniejszy honorowy obywatel Tarnowa: „Modlitwa przerwana. Modlitwa przerwana. Kto może dzwonić o tej porze? Może brat uciekł z niewoli... Wszyscy przeszliśmy do przedpokoju. Ojciec otworzył drzwi i... przerażenie. W drzwiach w hełmie stał żołnierz niemiecki z przewieszonym przez ramię pistoletem maszynowym. Stał i patrzył na nas, aż w końcu zachrypłym głosem spytał „Czy tu mieszka pan aptekarz”. Mama z jękiem wyszeptała „Boże Miłosierny! Po kogo znów przyszedł?”. Strach był tym większy, że lokal apteki służył także konspiratorom Armii Krajowej.

Jak się okazało, żołnierz nazywał się Hans von Reckhof, służył w Wehrmachcie. Ze swoim oddziałem kierował się samochodami w stronę Bochni. Po drodze poczuł się źle. Dostał wysokiej gorączki i ledwie szeptał z powodu silnego bólu gardła. Bardzo kaszlał. Był wymizerowany, niezwykle blady miał spierzchnięte usta. Generalnie wzbudzał litość. Przeprosił za najście, ale gdy dowiedział się przypadkiem, że obok apteki znajduje się mieszkanie właściciela, chciał tylko kupić lekarstwa i sobie pójść.

Odpuść nam nasze winy

Zygmunt Pertkiewicz bez słowa założył fartuch, wziął klucze i poszedł do apteki. Zapadła kłopotliwa cisza. Pierwszy odezwał się teść Zygmunta, Cyryl. Nie znał niemieckiego, więc prosił o tłumaczenie. Zaczął opowiadać von Reckhofowi, że w polskiej tradycji jest zwyczaj pozostawiania pustego talerza dla niespodziewanego wędrowcy, któremu obowiązkowo należy dzielić gościny. Zaprasza zatem do stołu.

Żołnierz rozpłakał się ze wzruszenia. Nie mógł pojąć, że do stołu potrafią zaprosić wroga, od którego naród doznał tyle krzywd. I z powodu tego wstydu, który w sobie nosił, nie ma śmiałości, by zasiąść przy rodzinnym stole.

Wolał dalej stać w przedpokoju. Po chwili żona Zygmunta wyszła z kuchni, niosąc w rękach garnuszek barszczu z uszkami i postne gołąbki z kaszą i grzybami. Żołnierz pochłonął je niemal natychmiast.

Wrócił Zygmunt z lekarstwami. Nie chciał za nie żadnych pieniędzy. „Wzruszony żołnierz stał jeszcze chwilę zadumany, podszedł do mamy i dziękując ucałował ją w rękę. Tymczasem ktoś z nas przyniósł opłatek. My życzyliśmy mu, by szczęśliwie powrócił do domu. On zaś życzył nam, by Polacy odzyskali wolność swego kraju i by Bóg chronił nas od okrucieństw wojny. Żołnierz odszedł. Wróciliśmy do stołu. Zaczęliśmy na nowo „Ojcze nasz” i z pełnym zrozumieniem wypowiadaliśmy słowa: odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. W owym dniu w żołnierzu tym widzieliśmy tylko bliźniego, a nie znienawidzonego wroga” - wspominał po latach Jerzy Pertkiewicz.

Nie zapomnij podziękować

Minęło kilka miesięcy. Tarnów podnosił się wojennej pożogi. Wracała normalność. Apteka przy Krakowskiej 34 działała. Pewnego dnia wszedł listonosz. W rękach trzymał list. Nalepione były na nim niemieckie znaczki. Ale największe zdziwienie budził adres. „Tarnów. Apteka obok kościoła z dwoma wieżami”. W tym czasie były dwa kościoły w Tarnowie „z dwoma wieżami”. Pierwszy to ten, którym opiekowali się Księża Misjonarze, a który przed wojną był też świątynią garnizonową. Drugi znajdował się na Rzędzinie. Ale ten w czasie wojny był zamieniony na magazyn.

Zygmunt Pertkiewicz drżącą ręką przeciął kopertę. Ze wzruszeniem czytał słowa wdzięczności za okazaną dobroć i ciepło rodzinne okazane owej pamiętnej Wigilii Hansowi von Reckhofowi. Litery kreśliła matka żołnierza.

Okazało się, że ów list był jednym z ostatnich życzeń niespodziewanego gościa Pertkiewiczów. Bo co prawda Hans przeżył wojnę i wrócił do domu, ale niedługo potem zapadł na zapalenie płuc, później na gruźlicę które przyprawiły go o śmierć. Na łożu śmierci prosił i zaklinał, by nie zapomnieć podziękować polskiej rodzinie.

Historia na nowo przypomniana

Po 75 latach owa wigilijna noc powraca dzięki nakręconemu właśnie filmowi: „Pan Apotheker”. Premiera obrazu zaplanowana jest na jutro w kinie „Marzenie”. Reżyserem jest Dawid Szpara, który na koncie ma realizacje poświęcone Ottonowi Schimkowi czy Stefanii Łąckiej.

- Scenariusz był gotowy od pięciu lat. Jego autorem był ówczesny maturzysta Michał Wojtasik, który obecnie kończy łódzką „filmówkę”. Teraz tylko lekko go przerobiliśmy – mówi Szpara.

Produkcja powstała niemal w ekspresowym tempie. Zdjęcia kręcono tylko trzy dni. Większość scen powstała w Nowym Sączu. Wnętrza apteki „odgrywa” galeria Marii Ritterowej. Plenery powstawały w tamtejszym miasteczku galicyjskim. Na jeden dzień ekipa przeniosła się do Rzeszowa nieopodal stacji kolejowej Rzeszów Staroniwa.

W rolę Zygmunta Pertkiewicza wcielił się aktor tarnowskiego teatru Ireneusz Pastuszak, a Hansa von Reckhofa gra Kamil Matczuk, który z zawodu jest… aptekarzem.

- Szykujemy dla widzów jedną niespodziankę a propos obsady. I dlatego tym bardziej zapraszamy do „Marzenia”. Będzie zaskoczenie, zapewniam - uśmiecha się tajemniczo Dawid Szpara.

Na koniec dodajmy, że i Tarnów ma w produkcji też swoje pięć minut, gdy w zimowej scenerii pokazywany jest „kościół z dwoma wieżami”, obok którego znajdowała się apteka Pertkiewiczów i do którego rodzina pewnie udała się na Pasterkę po tej niezapomnianej Wigilii 1944 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Tarnowska opowieść wigilijna sprzed 75 lat, która poruszy każde serce. Zygmunt Pertkiewicz pomógł nieprzyjacielowi w potrzebie - Gazeta Krakowska

Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto