Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Oglądając „Jeden z dziesięciu” w fotelu wielu zna odpowiedzi na moc pytań. A jak to jest stanąć oko w oko z Tadeuszem Sznukiem?

Redakcja
Coraz więcej tarnowian połyka teleturniejowego bakcyla. Niedawno Filip Olszówka wygrał ćwierć miliona złotych w Milionerach. W Kole Fortuny wystąpił z kolei nasz redakcyjny kolega Roman Kieroński. Naszych widzieliśmy też w Familiadzie. Teraz przyszła kolej na Szymona Rója, którego niedawno przepytywanał Tadeusz Sznuk.

Nowa siedziba Polska Press Kraków

Szymon Rój to na pierwszy rzut oka idealny kandydat do zawojowania kultowego „Jeden z dziesięciu”. Kończył klasę matematyczno-geograficzną w IV LO, ale pasjonuje się historią. Studiuje edytorstwo na UJ, ale bez zająknienia wyrecytuje skład żużlowców tarnowskiej Unii i zna układ ligowej tabeli. I - co trzeba dodać, zdobywał pierwsze szlify dziennikarskie w naszej redakcji. Sprawdzamy, jak wyglądała droga naszego redakcyjnego kolegi do teleturnieju.

Jeden z tysięcy

Na przełomie roku Szymon wypełnił internetowy formularz zamieszczony na stronie programu i zaczął cierpliwie czekać. Dwa miesiące później odebrał mail od producenta z zaproszeniem na casting do Krakowa. Początkiem marca stawił się przy ul. Filipa, nieopodal Starego Kleparza. Wchodząc do budynku ujrzał wielką kolejkę. Odstał grzecznie dwie godziny, po czym wszedł do pokoju. Przeżył przedsmak tego, czego doznał później już w samym programie.

- Musiałem odpowiedzieć na dwadzieścia pytań, których stopień trudności przypominał te z teleturnieju. Były dość szczegółowe i wymagały rozległej wiedzy. Pamiętam, że pytano mnie z prezydentów Polski międzywojennej. Trwało to wszystko mniej więcej pół godziny - opowiada.

By dostać się na listę uczestników „Jeden z dziesięciu” trzeba było mieć 16 poprawnych odpowiedzi. Rój miał jedną „nadróbkę”. Na koniec obietnica, że w ciągu roku na pewno trafi się na antenę i kilka praktycznych rad.

- Mówią, że nie wolno na sobie mieć koszuli w paski i być ubranym w jaskrawe kolory. Na ubraniach nie mogą być też żadne logotypy firm - opowiada nasz bohater.

Ahoj, przygodo!

We czwartek, 1 sierpnia, Szymon Rój wstał bardzo wcześnie. Założył marynarkę, wsiadł w pociąg, który jechał do Rzeszowa, później przesiadł się na autobus do Lublina. Musiał zdążyć na godz. 12, bo wtedy w tamtejszym oddziale TVP rozpoczynało się nagranie odcinka z jego udziałem. Zanim jednak wszedł do studia, dano mu do wypełnienia kilka formularzy. Musiał między innymi zapewnić, że do dnia emisji programu będzie milczał jak zaklęty w kwestii tego, jaki osiągnął wynik. By skrócić sobie czas oczekiwania, rozglądał się po hallu. Za chwilę miły przerywnik. Podszedł do niego pracownik planu, odebrał bilety na przejazd i wręczył gotówkę. Również na drogę powrotną. Mniej więcej po półtorej godzinie do graczy wychodzi Tadeusz Sznuk we własnej osobie.

- Bardzo miły i sympatyczny pan. Zamieniliśmy kilka słów. Kilku konkurentów zrobiło sobie z nim selfie. Ja takiej potrzeby nie odczuwałem - twierdzi. Przed wejściem do studia jeszcze krótki filmik o zasadach w programie.

- Kilka sugestii było dla mnie dziwnych. Na przykład taka, że w drugim etapie zawodnik z „jedynką” ma wyznaczać rywali na stanowiskach od 5 do 10. Czemu? Bo podobno tak chcą widzowie. I jak uważamy, że nie uznano nam dobrej odpowiedzi, trzeba natychmiast reagować i nagranie jest przerywane. Później jest już za późno - wspomina Szymon.

Chwila prawdy

Adrenalina rośnie. Przychodzi kolejna asystentka z pojemnikiem, w którym znajdują się złożone kartki z numerami stanowisk. Nasz kolega wyciąga „piątkę”. Później charakteryzacja i gracze wchodzą do studia. Rozpoczyna się nagranie.

- Na początek zaskoczenie. Samo studio jest mniejsze, niż mogłoby się wydawać, gdy siedzimy przed telewizorem. Wspólne zdjęcie uczestników z prowadzącym i start. Najpierw nagrywa się wizytówki w dwóch wersjach: krótkiej i dłuższej, z hobby. Trochę z tym schodzi, bo ktoś się zatnie, nie popatrzy w obiektyw, u kogoś ubranie nie takie jak trzeba. Ja też powtarzałem, bo usłyszałem, że jestem zbyt stremowany - relacjonuje Szymon.

W grze początkowo szło mu nieźle. Bez problemów przeszedł eliminacje i zachował trzy szanse. W drugiej pytany był pięć razy. Między innymi o zjazd koszycki z XIV wieku z udziałem króla Kazimierza Wielkiego, o to, w którym warszawskim parku znajduje się pomnik Chopina czy też o to, ile razy większa jest średnica Słońca od średnicy Ziemi. W trakcie gry Szymon eliminuje dwójkę rywali. Ale mniej więcej w połowie programu i jego fart się kończy. Krótki przeciągły niski dźwięk. Nad naszym bohaterem gaśnie lampka. To już definitywny koniec przygody.

Ja tu wrócę

Po drugiej turze Szymon wraz z szóstką innych graczy opuszczają studio. Jak wyglądał finał mogli dowiedzieć się dopiero w dniu emisji odcinka. Kierowcy odwożą uczestników na dworzec.

- Frajda jest, trema też, ale warto się sprawdzić. Teraz w spokoju przez cztery lata mogę przygotowywać się do kolejnego startu. Bo taki jest okres karencji między jednym a drugim uczestnictwem - mówi na zakończenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Tarnów. Oglądając „Jeden z dziesięciu” w fotelu wielu zna odpowiedzi na moc pytań. A jak to jest stanąć oko w oko z Tadeuszem Sznukiem? - Gazeta Krakowska

Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto