Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Odszedł ks. prof. Michał Bednarz. Nikt nie potrafi zliczyć, ilu ludziom w życiu pomógł

Redakcja
archiwum/Robert Gąsiorek
Tydzień temu na skrzyszowskim cmentarzu żegnano ks. prof. Michała Bednarza. Wrócił w rodzinne strony, gdzie przyszedł na świat 81 lat temu. „Bardzo dobry i skromny człowiek” - to pierwsze określenie, jakie słyszymy od każdego z naszych rozmówców.

FLESZ - Pierwsza na świecie reinfekcja koronawirusem

Życie jak w zegarku

Wstawał wcześnie, na pewno przed piątą. Tuż po wpół do szóstej był już w kościółku Matki Bożej Szkaplerznej przy ul. Panny Marii. Siadał w konfesjonale, a później odprawiał pierwszą mszę w sanktuarium. Tak było od 1971 roku. Po mszy, śniadanie na plebanii lub w seminarium. Później wykłady. Gdy był już na emeryturze, lubił przespacerować się po Burku. Później wracał do mieszkania, które mieściło się na wschodniej stronie placu Katedralnego. Pisał, przyjmował gości. Wielu do dziś pamięta smak kawy, którą podejmował wszystkich.

- To była pierwsza prawdziwa mocna kawa w moim życiu. A był to początek lat 80. Parzył ją w takim ekspresiku na kuchence. Mieszkał wtedy przy placu Katedralnym nad „Biblosem”. Miał takie przytulne lokum na poddaszu, do którego drzwi niemal się nie zamykały. Pamiętam, że w całym mieszkaniu unosił się w ogóle zapach kawy – wspomina Andrzej Trybulski, członek zarządu miasta z lat 90.

Przez wiele lat był wykładowcą seminaryjnym. Uczył w Tarnowie, Rzeszowie oraz w Gródku Podolskim na Ukrainie. Wcześniej ukończył studia w Lublinie, Rzymie i Jerozolimie. Był promotorem ponad 100 prac magisterskich.

- Gdy zaczynaliśmy seminarium, w Polsce trwał stan wojenny. Ksiądz profesor podczas wykładów żywo komentował bieżącą sytuację polityczną. Był bezkompromisowy, a nam klerykom, stale przypominał: „Uważajcie, bo cienka jest granica między kompromisem a kompromitacją. Obydwa słowa mają ten sam źródłosłów”. Przy okazji nie szczędził wysiłków, by każdy z nas serdecznie zaprzyjaźnił się z Biblią - wspomina ks. prof. Janusz Królikowski, dziekan wydziału teologicznego w Tarnowie.

Raczej nie był typem naukowca, który obkłada się słownikami i do każdego artykułu daje masę przypisów. Ale wszyscy zapamiętali go jako doskonałego mówcę i gawędziarza.

- Ziemia Święta i Jerozolima, to jakby druga jego Ojczyzna. Jeździł tam czasem nawet kilka razy w roku. Zawsze przyjmowali go i jego grupy z otwartymi ramionami. Opowieści na temat Biblii czy świętych dla nas miejsc można było słuchać godzinami. Byłem kiedyś z nim na pielgrzymce. To, co jakoś zapadło mi w pamięć to fakt, iż jadł olbrzymie ilości oliwek. I coś, w co mi nikt nie wierzy. Raz jeden widziałem go zdenerwowanego, gdy ktoś z grupy spóźnił się minutę do autobusu. Ksiądz poczerwieniał, oświadczył, że następnym razem autobus odjedzie bez spóźnialskich i… tyle – wspomina ks. prof. Adam Solak.

Wśród tarnowskiej inteligencji

Na początku lat 80., wespół z ks. Michałem Hellerem, ks. Bednarz organizuje w Tarnowie duszpasterstwo dla inteligencji, które z czasem przekształci się w Klub inteligencji Katolickiej. Spotkania odbywają się początkowo przy klasztorze Bernardynów, potem przez lata w salkach przy kościele św. Maksymiliana Kolbego a od kilkunastu lat klubowicze spotykają się przy Rynku.

- Pamiętam entuzjazm z tamtych lat i poczucie, że mamy swoją oazę wolności właśnie w ramach KIK-u. Ks. Michał był naszym kapelanem, ale też i powiernikiem. Odwiedzał nas przy okazji imienin. A co do klubu, pomagał ściągać naprawdę wybitne osoby. Gościli u nas wiele razy ks. Józef Tischner, o. Jan Góra, z monodramami przyjeżdżała Maja Komorowska. Raz mieliśmy taką historię, że udało się sprowadzić Jacka Fedorowicza. Wówczas komuniści zagrozili, że zdelegalizują klub. Ks. Michał nie uląkł się gróźb a spotkanie odbyło się w auli Jana Pawła II przy katedrze – opisuje były wiceprezes KIK Wiesław Budzik.

Opiekun internowanych

Grudzień 1981 roku. W kraju zostaje ogłoszony stan wojenny. Tysiące działaczy „Solidarności” trafia do ośrodków internowania. Tych, którzy działali w tarnowskim podziemiu wywieziono do więzienia w Załężu pod Rzeszowem. Było ich ponad 500. Niejeden był przekonany o groźbie śmierci.

- Na pewno czuli trwogę, co z nimi będzie. Wieziono ich przecież na wschód. Proszę się postawić w ich sytuacji. Więźniarka mija Dębicę, później Rzeszów, skręca w lewo w stronę Jasła. U niejednego z internowanych pojawiał się strach, że wiozą ich do Rosji. Zresztą niektóre rodziny też zakładały czarne scenariusze. Pamiętam, że kiedy przyjechałem z Załęża, odwiedziłem jedną z rodzin. Żona uwiezionego długo nie wierzyła mi, że spotkałem się z jej mężem. Uwierzyła mi dopiero wtedy, kiedy powiedziałem jej, jaką koszulę miał na sobie. Dokładnie tę, w której go zabrali – wspominał po latach ks. Bednarz.

Ówczesny ordynariusz tarnowski, bp Jerzy Ablewicz wezwał do siebie ks. Edwarda Łomnickiego i ks. Michała Bednarza. Zlecił im organizowanie pomocy dla internowanych i ich rodzin. Sam zażyczył sobie jednego. Na pierwsze widzenie chciał pojechać osobiście.

Ks. Bednarz zajął się organizowaniem paczek dla uwięzionych, co w czasach siermiężnej komuny było nie lada wyzwaniem.
- Idę na Burek, chcę kupić jabłka i cebulę. A tu pusto. W pewnym momencie podchodzi do mnie jeden z działaczy „Solidarności” i pyta, w czym może pomóc. Wyłuszczam sprawę i słyszę w odpowiedzi: „Proszę się nie martwić”. Za kilka godzin przyjechał z warzywami na tyły katedry, bo tam w salkach katechetycznych pakowaliśmy paczki. Odwiedziłem też cukiernię pani Podlasiewicz na ul. Krakowskiej. I pytam, czy możliwe byłoby upieczenie ciast na drugi dzień. „Jedyne” 500 sztuk. Najpierw właścicielka złapała się za głowę, ale kiedy usłyszała, że to dla internowanych, oznajmiła, że do rana zdążą. Ciasto przywiózł jej zięć. Prawie śmiertelnie się obraził, gdy chciałem płacić. „Piekarze zawsze pomagali potrzebującym”, usłyszałem - dodawał. - Pamiętam zdziwioną minę kioskarza przy Brodzińskiego, gdy jako ksiądz zamawiałem tytoń, który był na kartki. Do paczek dawaliśmy też mydło i pastę do zębów. Obostrzenia były dwa. Paczka mogła ważyć góra cztery kilogramy a środki czystości nie mogły być w oryginalnych opakowaniach – opowiadał ks. Bednarz.

Wizyt u internowanych było w sumie kilkanaście. Wcześniej za każdym razem trzeba było uzyskiwać specjalne zezwolenie od szefa SB w Tarnowie, które musiał potwierdzić jego rzeszowski odpowiednik. Te wizyty kosztowały obydwu kapłanów wiele nerwów. Ale mieli swoją formę protestu podczas wizyt. Obaj obiecali sobie, że nie skuszą się na żaden poczęstunek z ręki ubeków.

- Tak, można z pewnością powiedzieć, że ks. Bednarz był bohaterem tamtych czasów a nie, jak niektórzy, bohaterem po 30 latach, gdy odwaga wyjątkowo staniała – recenzuje ks. Janusz Królikowski.

Elżbieta Klepacka, była tarnowska radna z księdzem Bednarzem znała się od początku lat 70. Kapłan przyjeżdżał na oazy w okolice Rożnowa, gdzie rodzina Klepackich miała domek. Tak zawiązała się znajomość, która trwała do ostatnich dni życia kapłana. Razem też współpracowali, pomagając rodzinom represjonowanych w stanie wojennym.

- Michał miał bardzo rozległe kontakty we Włoszech, jeszcze z czasów studenckich. I ci jego przyjaciele w latach 80. przysyłali mu paczki. Dzieliliśmy je między potrzebujących. Bóg raczy wiedzieć, jak wielu osobom on pomógł - podkreśla.

Gdy nastała wolna Polska, ks. Bednarz często uczestniczył w spotkaniach byłych internowanych. Ostatnie odbyło się w styczniu tego roku, w siedzibie starostwa. Wówczas kapłana nagrodzono medalem „W służbie Bogu i Ojczyźnie”.
- To jedno z najważniejszych wyróżnień, jakie przyznajemy jako powiat. Dostają je osoby naprawdę wyjątkowo zasłużone. A taką był ks. Michał, który zresztą pochodził z bardzo patriotycznej rodziny. Jago ojciec walczył w Armii Krajowej – mówi wicestarosta Jacek Hudyma.

„Ja tylko trochę pomogłem”

Wiosna 1989 roku. W powietrzu czuć, że „idzie nowe”, że system totalitarny lada moment legnie w gruzach. Tworzą się Komitety Obywatelskie przy Lechu Wałęsie. Opiekunem takowego w Tarnowie zostaje ks. Bednarz.
- Ks. Michał załatwił u biskupa Ablewicza zgodę, żebyśmy mogli się spotykać w jednej z salek przy katedrze. Pamiętam, że była ona na parterze w wchodziło się do niej bramą, która znajduje się obok muzeum diecezjalnego. Tam poczułem prawdziwy oddech wolności. Dyskusje z księdzem Bednarzem były bardzo mocne i pouczające. Bardzo nas wspierał duchowo. Niezwykle odważny człowiek – wspomina Zdzisław Janik, były przewodniczący rady miejskiej w Tarnowie.

Ks. Bednarz nie przepadał za różnego typu „oficjałkami”. Gdy już musiał w jakiejś uczestniczyć, siadał zazwyczaj z tyłu, na jego twarzy widać było zmieszanie, by nie powiedzieć skrępowanie. Trudno się więc dziwić, że przy pierwszej nadarzającej się okazji czmychał do domu.

- Zawsze w tle, zawsze z boku, ale pierwszy do działania. Ostatni do odznaczeń. Nie lubił tego bardzo. „Ja tylko trochę pomogłem”, często mawiał z uśmiechem. O, ten jego dobroduszny uśmiech zapamiętam na zawsze – mówi Andrzej Trybulski.

W podobnym tonie żegna księdza Bednarza Elżbieta Klepacka.
- Straciliśmy wartościowego człowieka a ja i moja rodzina dodatkowo przyjaciela. Chociaż wie pan, widząc jak ostatnio cierpiał, to zastanawiam się, czy śmierć nie była dla niego pewnym wybawieniem. Ale nawet jak już był chory, brał nadal udział w życiu innych. Oto cały Michał... – kończy.

Pobierz bezpłatną aplikację Nasze Miasto i bądź na bieżąco!

Jak korzystać z aplikacji, by otrzymywać informacje z miasta i powiatu? To proste!
Po wejściu w aplikację w prawym górnym rogu w menu wybierz swoje miasto.

Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania. Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy zakładkę "koronawirus", w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto