Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sądecczyzna: profesor Malec ratuje dziecięce serduszka

Iwona Kamieńska
Antosia z Grybowa to kolejne dziecko z Sądecczyzny, którego serduszko naprawił prof. Edward Malec. Na operację czeka teraz sądeczanka Marysia
Antosia z Grybowa to kolejne dziecko z Sądecczyzny, którego serduszko naprawił prof. Edward Malec. Na operację czeka teraz sądeczanka Marysia for. archiwum
Z Antosią było już bardzo źle. Jej serduszko zatrzymało się. Rodzice dziewczynki przeżyli chwile rozpaczy, a później wielkiej nadziei mieszanej z niepewnością czy medycy potrafią wygrać nawet ze śmiercią. Dziś Alicja i Andrzej dziękują dobrym ludziom i Bogu za to, że ich córeczka jako kolejne dziecko z Sądecczyzny dostała szansę na dzieciństwo i dorosłość od kardiochirurga, profesora Edwarda Malca i jego zespołu.

Państwo Głowaccy mieszkają w Białej Niżnej koło Grybowa. Dwuletnia Tosieńka to ich drugie dziecko, siostrzyczka pięcioletniego Jasia. Pierwsze badania, jakie wykonano po jej przyjściu na świat, nie wykazały niczego niepokojącego. Szczęśliwi rodzice byli pewni, że za trzy dni wrócą z córką do domu. W noc poprzedzającą wypis coś złego zaczęło dziać się z maleńką. Pielęgniarka widząc jak dziecko słabnie, porwała je na ręce i wybiegła z sali. Po czterech godzinach lekarka oznajmiła, że niemowlę może mieć wadę serca i trzeba je przewieźć do szpitala w Prokocimiu.

Alicji i Andrzejowi do dziś drży głos, gdy wspominają szybki chrzest na szpitalnym łóżeczku i odjeżdżającą spod szpitala karetkę z dzieckiem. Diagnoza postawiona w Prokocimiu była dla nich szokiem. - Dziecko diagnozowane po urodzeniu jako zdrowe, po dwóch dniach okazało się być na skraju życia i śmierci. U córeczki rozpoznano złożoną, wrodzoną wadę serca - wspomina pani Alicja.

Antosia miała źle wykształconą aortę i dziurę między komorami serduszka. Lekarze zapalili jednak światełko nadziei: będzie operacja, jeśli poprawi się stan dziecka. - Pozostała nam modlitwa i czekanie. Później nauczyliśmy się, że "czekać", to najczęściej powtarzane słowo przez lekarzy - mówi mama Antosi.

Dwa lata temu w maju była pierwsza operacja. Wstawiono sztuczny łuk aorty i założono opaskę uciskową na tętnicę płucną, aby zmniejszyć przepływ krwi do płuc. Gdy dziewczynka wydobrzała po operacji, po jedenastu tygodniach od urodzenia po raz pierwszy mogła nocować w domu. Tato i mama powoli oswajali się z jej chorobą, bacznie przyglądając się, czy dziecko nie sinieje, nie ma duszności, czy zastępcza aorta działa, jak trzeba.

W grudniu 2008 r. lekarze orzekli, że dziecko znów kwalifikuje się do pilnej operacji. Alicja w setkach liczy telefony do szpitala z pytaniem o termin. Za każdym razem słyszała, że brakuje miejsc i zadawała sobie w myślach pytanie, czy serce Antosi wytrzyma kolejny dzień, tydzień, miesiąc bez interwencji kardiochirurgów.

W listopadzie 2009 r. przyjęto małą do szpitala na kolejną operację, która miała być ostatnią i całkowicie korygującą wadę serca. Ale stało się inaczej. Zastosowano zabieg tymczasowy, mający na celu zwiększenie przepływu krwi do płuc. Termin wykonania kluczowej operacji odłożono.

Serduszko 22-miesięcznej dziewczynki nie wytrzymało czekania. 9 lutego tego roku przestało bić. Szczęście w nieszczęściu, że tylko na chwilę - reanimacja okazała się skuteczna. Ale bunt małego serca nie skrócił kolejki oczekujących na operację. Nadal trzeba było na nią czekać rok, może dwa lata.

Głowaccy zaczęli szukać pomocy za granicą, ale u Polaka - profesora Edwarda Malca, który operuje w klinice uniwersyteckiej w Monachium. Zgodził się ratować Antosię. Problemem pozostało zebranie 20 tysięcy euro potrzebnych na opłacenie pobytu dziewczynki w klinice. Gdyby Alicja i Andrzej zostali z tym problemem sami, nie podołaliby. Utrzymują się z jednej pensji w wysokoścu 1600 zł i z zasiłku wynoszącego ciut ponad 700 złotych.

Jak się okazało, dobrych ludzi nie brakło. Z pomocą pospieszyło sądeckie stowarzyszenie Sursum Corda i zaprzyjaźnieni z nim ludzie, którzy wcześniej pomogli ratować już kilkoro innych dzieci z Sądecczyzny - Emilkę, Adasia, Bartka, Wiktorię. Bliscy i znajomi ocalonych maluchów stworzyli łańcuch dobrych serc. Ktoś pomógł ratować ich pociechę, dziś oni pomagają ratować czyjeś dziecko i namawiają do tego innych.

Leczenie opłacono. 3 sierpnia profesor naprawił serduszko Tosi. Rekonwalescencja trwa jednak długo. "Musimy czekać, żeby serce obciążone dwoma wcześniejszymi zabiegami, odzyskało siłę" - napisała w e-mailu z Monachium pani Alicja. Niebawem prof. Malec przyjmie pod opiekę kolejne serduszko - tym razem Marysi Pietrzkiewicz z Nowego Sącza. Można jej pomóc, biorąc udział w aukcji obrazów wystawionych w sądeckim Sokole. Z pomocą Marysi pospieszył też dziadek małej Emilki. Jego wnuczkę uratował profesor i dobrzy ludzie. Pora na piękny "odwet".

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto