Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Karolina Sieroń z Katowic pokonała Covid-19: Wróciłam z wojny, jestem na przepustce. Wywiad z lekarką, która wygrała z koronawirusem

Agata Pustułka
Agata Pustułka
Prof. Karolina Sieroń
Prof. Karolina Sieroń Wojciech Matusik
Prof. Karolina Sieroń wygrywa walkę z koronawirusem dzięki osoczu ozdrowieńców. Przez wiele dni leżała w ciężkim stanie pod respiratorem. Opowiada o tym, jak podstępnie działa ten wirus. Rozmowa z prof. Karoliną Sieroń, kierownikiem oddziału covidowego w szpitalu MSWiA w Katowicach, specjalistką w dziedzinie chorób wewnętrznych, gastroenterologii oraz balneologii i medycyny fizykalnej.
  • Pierwszy wywiad z lekarką z Katowic, która stała się symbolem heroicznej walki z COVID-19
  • "Byliśmy na wojnie i codziennie liczyliśmy, czy wystarczy nam żołnierzy i amunicji"
  • Prof. Karolina Sieroń przez trzy tygodnie walczyła o życie w katowickich szpitalach
  • Osiem dni oddychał za nią respirator. Dziś ma już rehabilitację

***

Pani profesor, proszę przede wszystkim powiedzieć, jak się pani czuje?

Cieszę się, że wróciłam z tej drugiej strony. Od zeszłego piątku jestem w domu. Dziś mamy wtorek (rozmawiałyśmy 1 grudnia - red.) , a więc odnotowałam sukces, bo po raz pierwszy samodzielnie wstałam z łóżka. Oj nie, jeszcze nie chodzę. Mam chodzik i jeszcze wczoraj przejście jednego metra było dla mnie ogromnym wysiłkiem. Ale jestem nastawiona bardzo pozytywnie. Musi być lepiej. Z każdym dniem będzie lepiej.

Jakie były te pierwsze chwile w domu?

Przede wszystkim mogłam wreszcie przytulić swoje kochane dzieci: córkę, która dzień przed moim wyjściem ze szpitala skończyła 18 lat, syna i ojca, który tak bardzo mnie przez całą chorobę wspierał. Sam jest lekarzem, moim mentorem, wzorem do naśladowania, zdawał sobie sprawę z grozy sytuacji, ale potrafił zapanować nad strachem moich bliskich, zwłaszcza dzieci.

Pani tata, prof. Aleksander Sieroń, to jeden z filarów polskiej medycyny. Leczy skrajne przypadki od lat, a tu pacjentem w stanie zagrożenia życia jest jego córka, a on może tylko patrzeć i czekać. Nie miał chwili załamania?

Nawet jeśli tak było, to tego nikomu nie pokazał. Poza tym mieliśmy ogromne zaufanie do zespołu prof. Danuty Gierek, która w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach, gdzie trafiłam, kieruje OIOM-em. Moja pamięć "kończy" się jednak w momencie, gdy w MSWiA zdecydowałam, że muszę dalej leczyć się w Ochojcu i niejako sama zaordynowałam sobie podłączenie do respiratora. Z następnych dni nic kompletnie nie pamiętam. Czarna dziura. Ojciec, jak ja, jest człowiekiem zadaniowym. Tata, razem z posłem Jerzym Polaczkiem, który był wcześniej moim pacjentem w MSWiA, nagłośnili sprawę osocza, którego potrzebowałam. Nie spodziewałam się takiego odzewu. Wiem, że to osocze dla mnie oddawali wspaniali ludzie, którzy mnie wcale nie znali. To osocze pomogło wielu chorym. Chciałabym z całego serca wszystkim bardzo podziękować. Gdy już to do mnie dotarło, byłam bardzo wzruszona tą niesamowitą bezinteresowną solidarnością.

Przed zachorowaniem pracowała pani właściwie non stop przez kilkanaście dni. Nie przeszło panie przez myśl, że może zachorować?

Dyżurowaliśmy na zmianę z kolegą trzy tygodnie. Proszę mi wierzyć, gdy człowiek pracuje z takim poziomem adrenaliny, gdy właściwie czuje się, jakby znajdował się na wojnie, to ostatnią rzeczą jest myślenie o sobie. Pracowałam jak automat. Było wielu chorych w bardzo krytycznych stanach, a nas tak niewielu. W sumie można powiedzieć, że byliśmy na wojnie i codziennie liczyliśmy, czy wystarczy nam żołnierzy i amunicji. Jestem też taką osobą, jak mówią rodzice - byłam od dziecka, że w swoje działania angażuję się zawsze na więcej niż 100 proc. Taka już jestem. Nie chodzi o to, że muszę być najlepsza. Ale muszę dać z siebie wszystko i jeszcze trochę. Zresztą zawsze myślimy, zaklinamy rzeczywistość, że nic złego nie może nam się przydarzyć. Też tak myślałam. Liczyłam się z ryzykiem zachorowania, to oczywiste, ale nie przypuszczałam, że przebieg będzie tak dramatyczny.

Kiedy zaczęła się pani źle czuć?

Podczas dyżuru zaczęłam mieć bóle mięśniowo-stawowe, następnego dnia pojawiła się wysoka gorączka, 39 stopni Celsjusza. W szpitalu wykonano mi wymaz, który dał pozytywny wynik. Kilka pierwszych dni choroby spędziłam w domu. Przyjechali do mnie koledzy z pracy i stwierdzili, że muszę iść do szpitala. I tak zostałam pacjentką na własnym oddziale. Nie spodziewałam się, że to właściwie początek długiej drogi. Koronawirus jest kompletnie nieprzewidywalny. Mimo że walczymy z nim długo, to niewiele o nim wiemy.

Sama pani profesor przekonała się, że przebieg choroby może być nieoczekiwany...

Do tego dynamiczny i taki, którego się nie spodziewamy. Jest np. wiele powikłań zakrzepowo-zatorowych. Mówi się o nich coraz więcej. To ważne. Dlatego konieczna jest profilaktyka przeciwzakrzepowa. COVID-19 to choroba, której absolutnie nie można lekceważyć. U mnie załamanie nastąpiło w szpitalu MSWiA. Byłam cały czas przytomna, ale zaczęłam gorzej oddychać. Zaintubowano mnie przed przewiezieniem do Ochojca.

Tam się zaczęła walka o życie.

Osiem dni byłam pod respiratorem. Długo. Miałam zapalenie płuc. Dostałam wszystkie możliwe leki. Gdy zostałam wybudzona, byłam w szoku. Nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Gdy po rozmowie z panią prof. Gierek wiedziałam, na czym stoję, pomyślałam sobie: od teraz wszystko już musi się udać. Od kilku dni mam włączoną rehabilitację. Mam do niej motywację, ale z aktywnej ruchowo kobiety stałam się taka słabiutka. Jednak nie poddaję się. Przede mną jeszcze długa droga, ale każdy dzień przynosi lepsze efekty.

Wyobraża sobie pani powrót na swój oddział?

Powrót do pracy uzależniam od formy. To ja przecież mam być dla chorych wsparciem. Muszę mieć siłę. Umówmy się, że dostałam czasową przepustkę i jak będzie to możliwe, wracam. Ja kocham swoją pracę, ale już w takim wymiarze dyżurowym chyba nie dam rady pracować.

Co panią - jako lekarkę i pacjentkę - najbardziej w covidzie zaskoczyło?

Przyjmowałam na oddział chorych w krytycznym stanie, którzy na własnych nogach wracali do domu i takich, u których choroba miała lekki przebieg, a nagle dochodziło do załamania całego organizmu i śmierci. Ta choroba może dotknąć każdego i może mieć dramatyczny przebieg. Nie można w niej lekceważyć żadnych objawów. COVID-19 wyrzuca człowieka z torów, którymi jedzie i osłabia na wiele tygodni. To jest osłabienie, które nie pozwala wstać z łóżka.

A takich bardzo prozaicznych spraw, to za czym pani tęskniła?

Za smakiem domowego rosołu. Już mogłam go poczuć.

Pandemia mocno nas wszystkich zmieni?

Życie w warunkach izolacji jest niezwykle trudne. Jego skutki będą dotykać te najmłodsze pokolenia w wielu wymiarach. Dla nas, białego personelu, to ciągła praca w ekstremalnych warunkach. Jesteśmy teraz zdziesiątkowani. Ja ciągle z tyłu głowy mam pacjentów, którzy nie chorują na covid, a mają niezwykle utrudniony dostęp do specjalistów.

Gdy pani zachorowała, opinia publiczna przekonała się na własne oczy, że lekarze to maratończycy, którzy płacą swoim zdrowiem za pomoc chorym. Została pani symbolem walki z pandemią, symbolem lekarki, która się nie poddaje.

To dla mnie zaszczyt. Ale ja takich symboli mogę wymienić natychmiast bardzo wiele: koleżanek, kolegów. Pracuję z nimi na co dzień.

Prof. dr hab. n. med. Karolina Sieroń jest kierownikiem Oddziału Chorób Wewnętrznych ZOZ MSWiA w Katowicach im. sierżanta Grzegorza Załogi oraz kierownikiem Zakładu Medycyny Fizykalnej Katedry Fizjoterapii WNoZ SUM

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Karolina Sieroń z Katowic pokonała Covid-19: Wróciłam z wojny, jestem na przepustce. Wywiad z lekarką, która wygrała z koronawirusem - Dziennik Zachodni

Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto