Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Giemza dotąd walczył z pożarami, powodziami i skutkami wypadków. Teraz dzielnie stawia czoło koronawirusowi

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Łukasz Giemza w straży działa od 20 lat. Można go było dotąd spotkać podczas wielu akcji w Tuchowie i na całym Pogórzu
Łukasz Giemza w straży działa od 20 lat. Można go było dotąd spotkać podczas wielu akcji w Tuchowie i na całym Pogórzu Paweł Chwał
Łukasz Giemza, jako strażak ochotnik wielokrotnie uczestniczył w akcjach ratowniczych w Tuchowie i okolicy, narażał swoje zdrowie i życie podczas powodzi i pożarów, pomagał ofiarom wypadków drogowych. Teraz zmaga się koronawirusem. O chorobie postanowił powiedzieć o niej publicznie, bo miał dość prześmiewczych komentarzy i internetowych wpisów o wymyślonych przypadkach zakażeń SARS-CoV-2.

FLESZ - Jak rozróżnić COVID od grypy?

Równo rok temu Łukasz Giemza za swoją pracę i poświęcenie odebrał tytuł Najlepszego Strażaka Ochotnika Województwa Małopolskiego 2019 roku.

Strażak z Tuchowa zareagował na prześmiewczy komentarz na temat koronawirusa

Wpis, który umieścił na stronie facebookowej tuchowskiej jednostki był jego reakcją na prześmiewcze komentarze internautów na temat koronawirusa, które pojawiały się pod informacjami o kolejnych przypadkach zakażeń w tuchowskim urzędzie miejskim. Od tego typu wpisów, aż roi się w sieci przy każdej informacji o liczbie potwierdzonych przypadków zakażeń.

- Nie wstydzę się napisać o tym na co choruję i liczę się z tym, że przy najbliższym osobistym kontakcie mogę po tym wpisie przez niektórych zostać potraktowany jak trędowaty, ale proszę się nie obawiać. Wrócę do normalnego funkcjonowania w momencie, gdy będę się czuł na siłach, a swoją chorobą nie będę stanowił zagrożenia dla innych - napisał Łukasz Giemza.

Choroba rozwijała się błyskawicznie

Poza byciem strażakiem i osobą współodpowiedzialną za bezpieczeństwo mieszkańców gminy, Łukasz Giemza jest również arbitrem piłkarskim. Aktualnie jest sędzią asystentem na poziomie III ligi piłkarskiej oraz prowadzi zawody klasy okręgowej jako sędzia główny. To właśnie na boisku, podczas jednego ze spotkań, które prowadził, poczuł pierwsze symptomy choroby.

- Byłem osłabiony, ciężko mi się biegało i oddychało. Myślałem, że to przez pogodę, ale gdy wieczorem w domu dodatkowo pojawiła się gorączka, to wiedziałem, że to coś poważniejszego – przyznaje Łukasz Giemza.

Na drugi dzień nie pojechał już na mecze, ale całą niedzielę spędził w łóżku. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż osłabienie i gorączka (ok. 39 stopni) nie mijały. W poniedziałek nie poszedł do pracy, gdyż w urzędzie przyjęli zasadę, że w razie jakichkolwiek oznak choroby, pracownicy mają pozostawać w domu.

Zadzwonił na teleporadę do lekarza, który po konsultacji nie zastanawiając się długo i skierował na wymaz. Test wykonał po dwóch dniach w punkcie w Tuchowie. W międzyczasie doszły kolejne objawy, jak zanik węchu i smaku oraz kłopoty żołądkowe a także duszący kaszel. Dodatkowo pojawił się u niego też dziwny ból w klatce piersiowej (jakby ktoś butem dociskał), spadająca wydolność (wyjście po schodach czy spacer po ogrodzie to wysiłek większy niż sędziowskie 90 minut na boisku). Pozytywny wynik testu, który otrzymał po kilku dniach był dla niego tylko formalnością i potwierdzeniem tego, czego domyślał się od początku.

- Trochę na tym świecie już żyję, chorób typu grypa sezonowa też zaliczyłem sporo i, chociaż do grupy ryzyka ze względu na wiek nie należę, to jednak każdego, kto lekceważy prośby lekarzy, specjalistów i tych, którzy przez to przeszli, a także uważa, że to tylko zwykła grypa zapewniam: „nie, to nie jest zwykła grypa” – przestrzega Łukasz Giemza.

Niektóre objawy jeszcze dokuczają

Mimo że minęły już dwa tygodnie, niektóre objawy, jak zmęczenie czy kłopoty z oddychaniem, nie ustały do końca. Po półtora tygodnia Łukasz Giemza odzyskał węch. Gorączkę zbił w kilka dni. Obyło się bez szpitala. Chorzy byli także jego bliscy, ale w większości pokonali już chorobę.

- To były ciężkie dwa tygodnie w izolacji. Na szczęście pomogła nam rodzina, zaopatrując nas w jedzenie i lekarstwa. Chętni do pomocy byli również policjanci, którzy nas codziennie, kontrolnie odwiedzali. Pytali, czy czegoś nam nie potrzeba, czy nam coś nie trzeba przywieźć ze sklepu – opowiada.

Do dzisiaj nie wie, w jaki sposób i od kogo zakaził się koronawirusem.
- Chodziłem w maseczce, także wtedy gdy nie narzucały tego żadne przepisy. Dezynfekowałem ręce, starałem się zachowywać dystans, ale niestety nie zawsze to wystarcza. Nie mam zamiaru absolutnie nikogo obwiniać i nie obwiniam siebie oraz nie szukam winnych w pracy, na meczach, w straży ani tym bardziej w domu o to, że się zaraziłem. Ot po prostu trafiło tym razem na mnie i oby tylko na takim przebiegu się skończyło – mówi Łukasz Giemza.

Jego wpis spotkał się z pozytywną reakcją wielu osób. Ludzie w komentarzach życzą mu szybkiego powrotu do zdrowia i dziękują za to, że odważył się napisać publicznie o swojej chorobie, zadając kłam internetowym prześmiewcom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto