Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lub czasoPiSma. Po co Polsce informatycy, chemicy i fizycy? Rząd "szczególnie docenia" teologów, nauki kanoniczne na KUL i u ojca Rydzyka

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Grudzień 2019 r. Otwarcie biura poselskiego Przemysława czarnka w Lublinie.
Grudzień 2019 r. Otwarcie biura poselskiego Przemysława czarnka w Lublinie. Fot. łukasz Kaczanowski / Polska Press
Ku zaskoczeniu wielu naukowców w Polsce, resort edukacji i nauki mocno podniósł punktację czasopism teologicznych oraz związanych z Kościołem, w tym Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, rodzimą uczelnią ministra Przemysława Czarnka, a także toruńską szkołą ojca Tadeusza Rydzyka. Ministerstwo podkreśla, że zmiany w punktacji czasopism - od której zależą zarówno kariery poszczególnych naukowców, jak i rządowe dotacje dla ich uczelni - wprowadził „w trosce o rozwój i jakość polskiej nauki”. Chodziło mu o wzmocnienie pism, których celem jest „poznawanie prawdy i jej obrona w kulturze”. Sęk w tym, że zrobił to bez rekomendacji, a nawet wiedzy (!) Komisji Ewaluacji Nauki, która zgodnie z prawem przygotowuje projekt wykazu czasopism punktowanych. W bezprecedensowym oświadczeniu członkowie KEN przyznali, że „w żadnym dostępnym źródle nie znaleźli merytorycznego uzasadnienia wprowadzonych zmian” i są całą sytuacją zdumieni.

Środowisko naukowe od kilku dni energicznie komentuje listę czasopism punktowanych ogłoszoną 9 lutego 2021 r. przez resort edukacji i nauki. „W nowym wykazie uwzględnione zostały 31 433 czasopisma naukowe oraz recenzowane materiały z 1638 konferencji naukowych, związanych z takimi dyscyplinami jak informatyka, informatyka techniczna i telekomunikacja. W porównaniu z ostatnim wykazem z 2019 r. dodane zostały 1032 czasopisma. Ponadto podwyższono punktację 264 czasopism dotychczas ujętych w wykazie” – informuje ministerstwo w komunikacie zatytułowanym „Troska o rozwój i jakość polskiej nauki – zmiany w punktacji czasopism”.

Już w drugim akapicie swego komunikatu resort wyjaśnia jednak, że „zmiany w wykazie dotyczyły w dużej mierze polskich czasopism naukowych, zwłaszcza czasopism związanych z HST. Do wykazu dodanych zostało 129 czasopism polskich, z czego 125 to czasopisma z dziedzin HST. Podwyższono także punktację 233 polskim czasopismom, w tym 223 czasopismom związanym z dziedzinami HST”. Tajemniczy dla laików skrót „HST” nie dotyczy wspomnianej w pierwszym akapicie „informatyki, informatyki technicznej i telekomunikacji”, lecz historii (H), nauk społecznych (S) i nauk teologicznych (T).

Część komentatorów twierdzi wręcz, iż po lekturze nowej listy czasopism preferowanych przez ministerstwo nauki można dojść do wniosku, iż rząd chce oprzeć rozwój Polski na teologach i przedstawicielach nauk kanonicznych – i to konkretnych: związanych z KUL, macierzystą uczelnią ministra Czarnka, a także z toruńską szkołą ojca Tadeusza Rydzyka. Bardziej dociekliwi zauważyli ponadto, że część periodyków, które decyzją ministerstwa – a wbrew rekomendacji KEN – pojawiły się na rządowej liście lub których punktację znacząco podniesiono, jest osobiście znana szefowi resortu, a to dlatego, że w przeszłości publikowały one teksty… Przemysława Czarnka. Choć minister stanowczo zaprzeczył, by podniósł punktację TYLKO pismom, w których publikował, sam fakt, że dotyczy to przynajmniej części z nich, wzbudził w środowisku naukowym konsternację.

Tym bardziej, że nowa punktacja ma działać… wstecz. Czyli jeśli jakiś teolog opublikował wcześniej cokolwiek w piśmie, które w chwili owej publikacji nie było punktowane, albo miało relatywnie niską punktację (np. 20 punktów za tekst), to teraz znacząco poprawi swój wynik. Wiele niszowych dotąd pism zyskało bowiem nawet 100 punktów. Na ministerialnej liście pojawiły się też periodyki stosunkowo świeże i/lub szerzej nieznane – z bardzo wysoką punktacją.

Punkty, czyli pieniądze, kariera i… wolność badań

Każda zmiana punktacji w ministerialnym wykazie czasopism ma ogromne znaczenie zarówno dla naukowców, jak i ich uczelni. Im więcej punktów, tym większa szansa zrobienia kariery i tym więcej publicznych pieniędzy dla danej szkoły czy instytucji. Krytycy najnowszych zmian twierdzą, że dość słabo zakamuflowany cel modyfikacji jest jeden: wzmocnić ośrodki miłe władzy, a osłabić lub dobić finansowo te, które ośmielają się ją krytykować. Tak, jak słynny podatek od reklamy, przeciwko któremu zgodnie zaprotestowały niezależne media, miał – w powszechnej opinii – służyć zamknięciu ust krytycznym dziennikarzom, tak nowa „lista Czarnka” może się przyczynić do zamknięcia ust naukowcom.

I nie ma żadnego znaczenia, że faworyzowanie przez obecnego ministra określonych naukowców i uczelni – miłych dla tej akurat władzy – nijak nie przyczyni się do rozwoju państwa i społeczeństwa w trudnych czasach pandemii, ani tym bardziej nie pomoże podnieć prestiżu polskich naukowców i uczelni w świecie.

Odpowiedzialna (zgodnie z prawem) za przygotowanie projektu wykazu czasopism punktowanych Komisja Ewaluacji Nauki (KEN) stwierdziła w bezprecedensowym oświadczeniu, że na liście ogłoszonej przez resort edukacji i nauki „znalazły się 73 czasopisma, które nie były procedowane ani rekomendowane przez KEN; w przypadku 237 czasopism pojawiła się podwyższona punktacja, która również nie była konsultowana z komisją”.

W oświadczeniu Komisji czytamy też, że jest ona "zdumiona faktem oraz skalą tego zjawiska i w żadnym dostępnym źródle nie znalazła merytorycznego uzasadnienia wprowadzonych zmian". Komisja stanęła na stanowisku, iż „zmiany nie służą wiarygodności procesu ewaluacji podmiotów w dyscyplinach nauki".

Członkowie KEN od razu odcięli się od listy stworzonej i opublikowanej „decyzją ministra”. Uważni obserwatorzy wychwycili wśród „nie procedowanych ani nie rekomendowanych przez KEN” periodyków takie kwiatki, jak "Nieruchomości@. Kwartalnik Ministerstwa Sprawiedliwości" zawiadywane przez sędziego Sądu Najwyższego Kamila Zaradkiewicza. Za publikację w piśmie, które ukazuje się od zaledwie… kilkunastu miesięcy (dotąd opublikowano 7 wydań), autor może dostać aż 70 punktów. Czyli tyle, ile za anglojęzyczny tekst zamieszczony w prestiżowym amerykańskim czasopiśmie funkcjonującym w międzynarodowej Sieci Nauki (Web of Science). Krytycy tej decyzji spekulują, że u jej podłoża legły "silne powiązania sędziego z obecną władzą".

- Nieprawdą jest, że jestem sędzią "silnie związanym z obecną władzą". Nie jestem i nigdy nie byłem związany z żadną władzą - podkreśla Kamil Zaradkiewicz, szef rady naukowej czasopisma.

Resort sprawiedliwości (jego wiceszefowa dr Anna Dalkowska pełni funkcję redaktora naczelnego) przekonuje, że "Nieruchomości@" są zbiorem "merytorycznych stanowisk i poglądów naukowców oraz forum wymiany doświadczeń praktyków wykorzystujących swoją wiedzę w sferze wymiaru sprawiedliwości oraz działalności urzędów państwowych".

- Na łamach kwartalnika publikują naukowcy o uznanej renomie i bogatym dorobku naukowym. Co ważne, kwartalnik „Nieruchomości@” jest nieodpłatnie dostarczany w formie elektronicznej lub papierowej do sądów, prokuratur, jednostek samorządu terytorialnego, przedstawicieli zawodów prawniczych czy bibliotek uczelni wyższych - argumentuje (anonimowo) biuro komunikacji i promocji resortu sprawiedliwości.

Dla porównania: ukazujące się od 16 lat pismo "Zagłada Żydów. Studia i Materiały", uznane w polskiej i międzynarodowej nauce, indeksowane w wielu (także międzynarodowych, obecnych w ministerialnych rozporządzeniach) bazach, otrzymało najniższą możliwą punktację - 20 punktów...

Członkowie KEN wskazują też, że ministerstwo edukacji i nauki – „bez żadnego trybu” (a w każdym razie – poza wiedzą i rekomendacją Komisji) podniosło punktację krajowym pismom z obszaru HST, ze szczególnym uwzględnieniem periodyków kościelnych i katolickich.

Autorzy piszący do "Biuletynu Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego" lub też pisma „Kościół i Prawo”, których teksty wyceniane były zgodnie z rekomendacją KEN na 20 punktów, mogą teraz otrzymać… 70 punktów! Jeszcze więcej zyskają autorzy tworzący na łamach pisma "VOX PATRUM" – tu minister podniósł punktację z 40 do aż 100 punktów.

Mocno zyskały czasopisma naukowe firmowane przez KUL, macierzystą uczelnię ministra lub jej pracowników: „Ethos. Kwartalnik Instytutu Jana Pawła II KUL” zwiększył punktację z 20 do 70 punktów, „Zeszyty Naukowe KUL” - z 20 do 40, a „Studia Prawnicze KUL” - z 40 do 70. Ponadto w wykazie po raz pierwszy pojawiła się „Teka Komisji Historycznej TN KUL” (20 punktów). Dla „równowagi” (między Lublinem a Toruniem) na liście pojawiło się również pismo „Fides, Ratio et Patria. Studia Toruńskie”, wydawane przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej ojca Tadeusza Rydzyka. I to od razu z 40 punktami. Dodatkowe 40 punktów mogą zyskać autorzy piszący do „Teologii Politycznej”, zaś 20 punktów – publicyści „Christianitas”.

Najbardziej zgryźliwi komentatorzy zauważyli, że minister docenił także wydawnictwa, w których… sam publikował, np. „Przegląd Sejmowy” (wzrost punktacji z 70 do 100), „Teka Komisji Prawniczej PAN Oddział w Lublinie” (skok z 40 punktów do… 100) oraz „Biuletyn Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego” (było 20 punktów, jest 70 punktów).

Minister docenił „czasopisma mające szczególne znaczenie dla rozwoju”, których celem jest „poznawanie prawdy i jej obrona w kulturze”

Dr hab. Emanuel Kulczycki, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, przewodniczący zespołu KEN ds. wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji, informował od 10 lutego o kuriozalnych zmianach dokonanych przez ministerstwo, a dzień później jako pierwszy podał wiadomość o rezygnacji Anny Budzanowskiej ze stanowiska wiceministra edukacji i nauki. Jak stwierdził, dymisja ma ścisły związek z „listą Czarnka”, gdyż – wedle byłej już wiceminister – „uczelnie mogą zakwestionować legalność ewaluacji opartej na właśnie opublikowanym wykazie". Ministerstwo momentalnie zdementowało rewelacje profesora Kulczyckiego: "złożenie dymisji przez Panią Annę Budzanowską było uzgodnione kilka tygodni temu. Łączenie tego faktu z kwestią wykazu czasopism jest nadużyciem".

Równolegle na rządowych stronach pojawił się w piątek komunikat pt. „Troska o rozwój i jakość polskiej nauki – zmiany w punktacji czasopism”. Ministerstwo Czarnka wyjaśnia w nim, że „liczne czasopisma funkcjonujące w kulturze polskiej, odgrywające poważną rolę w rozwoju całych obszarów wiedzy albo nie były obecne na listach albo przypisana im liczba punktów była zbyt niska biorąc pod uwagę tę rolę. Aby zatem sprostać formalnym wymogom jakie nakładane są na świat nauki – uczeni zmuszeni byli do publikacji albo w periodykach nisko punktowanych, albo do publikacji w językach obcych poza krajem, przy jednoczesnej konieczności dokonywania poważnych opłat”. W opinii resortu, „mogło to hamować prace badawcze, jak i wpływało na ich jakość, a także oddziaływanie na kulturę oraz naukę polską”.

Ministerstwo informuje, że zgodnie z polskimi przepisami KEN przygotowała w ostatnim czasie aktualizację wykazu czasopism. Polegała ona na uzupełnieniu listy „o czasopisma, które zostały ujęte w ww. międzynarodowych bazach Scopus i Web of Science (…) oraz czasopisma nowoprzyjęte do bazy ERIH+, które uzyskały pozytywną opinię KEN”. Na jakiej podstawie wydała taką pozytywną opinię? Ano, jak przyznaje ministerstwo, „sprawdzała, czy takie czasopismo posiada międzynarodową renomę i szczególny wpływ na rozwój danej dyscypliny naukowej oraz spełniające etyczne i naukowe standardy”.

Jakim cudem w nowym wykazie znalazły się zatem czasopisma nie rekomendowane, ani nawet nie rozważane przez członków KEN? Ministerstwo wyjaśnia, że „wykaz w swojej ostatecznej formie jest sporządzany przez ministra na podstawie projektu przekazanego przez KEN. Minister może w uzasadnionych przypadkach dokonać modyfikacji względem projektu KEN”.

I Przemysław Czarnek takie uzasadnione przypadki znalazł. Jak czytamy w ministerialnym oświadczeniu, „dążył przy tym do docenienia polskich czasopism mających szczególne znaczenie dla rozwoju dziedzin HST”. Zasadniczym kryterium była rzekomo „jakość publikacji” oraz ich „oddziaływanie we właściwym obszarze wiedzy”.

„Brano pod uwagę przede wszystkim wkład w rozwój badań naukowych, a także wierność właściwemu celowi badań naukowych jakim jest poznawanie prawdy i jej obrona w kulturze. Uwzględniano także siłę oddziaływania czasopism we właściwych dla nich dziedzinach badań, a także ich związek z kulturą narodową oraz rolę w umacnianiu tożsamości cywilizacyjnej kultury polskiej. Wiele z czasopism posiadało unikalny, pozytywny i jedyny w nauce polskiej wkład w rozwój danych dziedzin wiedzy. Wkład ten był kryterium oceny i wartościowania, który należało docenić” – tłumaczy ministerstwo.

Podejmując ostateczne decyzje dotyczące punktacji polskich czasopism z dziedzin HST, minister korzystał ze wsparcia grona doradców pod kierunkiem dr hab. Pawła Skrzydlewskiego. Jak wyjaśnia resort, materiału do przeprowadzenia zmian w punktacji dostarczyły też „liczne spotkania online z uczonymi, z którymi prowadzono konsultacje i narady”. W przygotowaniu nowej punktacji wzięło udział ok. 70 osób. „Konsultacje w sprawie punktacji przeprowadzano także drogą telefoniczną, kontaktów osobistych oraz poczty elektronicznej” – tłumaczy resort, nie podając wszakże żadnych innych nazwisk „konsultantów”.

Ministerstwo przyznaje przy tym, że nowa lista i punktacja obejmuje nie tylko przyszłe publikacje, ale – zgodnie z rozporządzeniem ministra – wszystkie „artykuły naukowe opublikowane w ostatecznej formie w latach 2019–2021”. Działa więc niejako wstecz, windując osiągnięcia autorów publikujących w wymienionych tytułach – oraz poprawiając długofalowo wyniki finansowe ich macierzystych uczelni.

Grube pieniądze na badania... teologiczne?

Członkowie KEN przypominają, że prace nad pierwszym wykazem punktowanych czasopism po reformie szkolnictwa wyższego firmowanej przez Jarosława Gowina, trwały ponad rok w ścisłej współpracy z środowiskiem akademickim i ekspertami. Efektem było umieszczenie na liście 31 tys. pozycji i przyznanie im odpowiedniej punktacji. Do tamtej listy było wiele uwag, zawierała błędy merytoryczne (np. źle przypisane dyscypliny naukowe), w przekonaniu wybitnych historyków z przyczyn polityczno-ideologicznych mocno zaniżona została punktacja szanowanych w świecie periodyków opisujących m.in. polskie studia nad Holokaustem; nosiła też gdzieniegdzie ślady ręcznego sterowania”, czyli sympatii i antypatii ówczesnego szefa resortu (wicepremiera Gowina); generalnie jednak stanowiła efekt tytanicznej pracy szerokiego środowiska bardzo kompetentnych naukowców i ekspertów, którzy starali się kierować możliwie obiektywnymi kryteriami, jak pozycja w świecie, liczba cytowań w publikacjach polskich i zagranicznych itp.

Teraz owa lista została poszerzona i gruntownie zmieniona w wyniku (głównie) telefonicznych rozmów ministra z bliżej nieznanymi opinii publicznej osobami. Co to były za osoby?

Można się domyślać studiując listę docenionych czasopism. Nieprawdopodobne wręcz – i nie rekomendowane przez KEN – wywindowanie rangi polskiej teologii (która – nota bene – w skali międzynarodowej, od czasów Karola Wojtyły, nie odgrywa większej roli!) znacząco podniesie punktację publikacji w tym zakresie i radykalnie przyspieszy kariery teologów oraz dochody wybranych pism, a przede wszystkim – preferowanych przez ministra Czarnka uczelni, w tym jego własnej. Część placówek może nawet dzięki temu zyskać miano „uczelni badawczej”, co przynosi nie tylko prestiż, ale i niebywały zastrzyk gotówki – na badania naukowe.

„Niewątpliwie w teologii i naukach kanonicznych owe badania będą niezwykle ciekawe i zaowocują tysiącami innowacji oraz patentów, które pchną Polskę w zupełnie nowym kierunku” – ironizują krytycy nowego wykazu. I zwracają uwagę, że w dniu jego ogłoszenia – z punktu widzenia każdej uczelni - niebywale wzrosła waga i przydatność teologów i "kanoników", a informatycy, fizycy, chemicy, matematycy zostali wyraźnie w cieniu.

Komentuje prof. Lech Trzcionkowski, kierownik Zakładu Historii Religii w Instytucie Religioznawstwa UJ

  • - Pierwszy wykaz czasopism punktowanych po reformie Gowina tworzyło bardzo szerokie i zróżnicowane środowisko naukowców i ekspertów. Nad każdą zaproponowaną do umieszczenia w wykazie pozycją oraz jej punktacją pracowaliśmy przez wiele miesięcy, biorąc pod uwagę kwestie czysto merytoryczne oraz opinie najlepszych specjalistów w danej dziedzinie. To pozwalało zachować przejrzystość i obiektywizm. Oczywiście w czasie całego planowania i wdrażania reformy minister Jarosław Gowin miał swoje sympatie i wyobrażenia, ale ostatecznie – w drodze licznych konsultacji, dyskusji, pod wpływem racjonalnych argumentów, dał się do wielu ważnych rzeczy przekonać – dla dobra polskiej nauki – mówi prof. Lech Trzcionkowski, kierownik Zakładu Historii Religii w Instytucie Religioznawstwa UJ, do zeszłego roku członek zespołu doradczego ds. wdrażania reformy oraz zespołu ds. wykazów czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych dla dyscypliny naukowej nauki o kulturze i religii.
  • - Dopisywanie pozycji do wykazu bez konsultacji z KEN zaczęło się wcześniej. Za ministra Wojciecha Murdzka pojawiły się alarmujące doniesienia, że poprzez dopisanie wydawnictw, które nigdy nie publikowały prac naukowych, np. wydawnictwa Ordo Iuris – podkreśla profesor. W jego opinii, obecnie nie ulega wątpliwości, że politycy chcą coś załatwić, poprawić swoje notowania w ważnych dla siebie środowiskach, zaś obniżając punktację innym czasopismom – pragną osłabić środowiska im niechętne.
  • - Upolitycznienie wykazu to krok w kierunki demontażu reformy polskiej nauki i całego systemu, na którym miał się opierać jej rozwój w XXI wieku – ostrzega prof. Lech Trzcionkowski.
  • - Teraz słyszymy, że jakieś czasopismo trafiło do wykazu lub wydatnie zwiększyła się jego punktacja, po rozmowie telefonicznej ministra z bliżej nieokreślonymi osobami. Minister Przemysław Czarnek od dłuższego czasu sygnalizował zresztą, że będzie chciał podnieść rangę teologii. Takie arbitralne decyzje, nie mające żadnych podstaw merytorycznych, osłabiają zaufanie naukowców do ministerstwa i instytucji publicznych, a już dziś jest ono na rekordowo niskim poziomie – stwierdza ze smutkiem uczony.
  • Zwraca przy tym uwagę, że po wieloletnich pracach nad reformą systemu nauki i szkolnictwa wyższego doszło do uchwalenia konkretnych rozwiązań i na tej podstawie uczelnie przygotowały strategie swego rozwoju, poczyniły ważne inwestycje.
  • - Teraz zmienia się zasady w trakcie gry, a jedynym motywem działania są, jak się wydaje, polityczne sympatie lub antypatie. To jest de facto deforma polskiej nauki – kwituje krakowski naukowiec.

Sprostowanie:

Twierdzenie o moich bliskich związkach z władzą nie odnosi się do faktów. Nie jestem i nigdy nie byłem związany z żadną władzą polityczną.

Kamil Zaradkiewicz
Sędzia Sądu Najwyższego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto