Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janek Faściszewski miał wypadek! Student przerwał samotną wyprawę rowerową

Irena Łaszyn
Podczas wyprawy dookoła Bałtyku Janek  Faściszewski starał się trzymać jak  najbliżej linii brzegowej. Tu - półwysep Smygehuk w Szwecji
Podczas wyprawy dookoła Bałtyku Janek Faściszewski starał się trzymać jak najbliżej linii brzegowej. Tu - półwysep Smygehuk w Szwecji Archiwum Janka Faściszewskiego
Janek Faściszewski, który wybrał się w samotną wyprawę rowerową dookoła Bałtyku przed Koszalinem miał wypadek.Do Gdańska student geografii UG został wwieziony samochodem ojca, który ruszył mu na ratunek.

- Wypadek zdarzył się w Tyminie, między Kołobrzegiem a Koszalinem - opowiada Janek Faściszewski. - Na przejeździe kolejowym wpadłem w poślizg, wywróciłem się, roztrzaskałem sobie kolano i złamałem palec w lewej ręce. Od paru dni poruszam się o kulach…

**

Janek Faściszewski z Gdańska chce przejechać rowerem dookoła Bałtyku

**

Takiego zakończenia wyprawy, którą nazwał Rowerową Wstęgą Bałtyku, naprawdę nie przewidział. Przez trzy miesiące jechał samotnie, niekiedy w bardzo trudnych warunkach, na siodełku zrobił 7800 km. Przemierzył dziewięć krajów, spał w namiocie lub pod gołym niebem, testował nadbałtyckie drogi i wytrzymałość własnego organizmu. A gdy już był blisko domu, około 200 km od Gdańska, to wywrócił się i potłukł.

- Mama powiedziała, że nie zrobiłem kokardki na pętli - uśmiecha się Janek.
Uważa jednak, że to zdarzenie to i tak szczęście w nieszczęściu. - Jeśli już musiało się coś wydarzyć, to dobrze, że stało się to w Polsce, a nie gdzieś na odludziu, w połowie drogi- tłumaczy. - Tutaj z torów pozbierał mnie wujek, który mieszka w Koszalinie. Zawiózł do szpitala. Inni użytkownicy drogi nawet się nie zatrzymali.

Rowerem dookoła Bałtyku

Z wiatrem i pod wiatr

Janek Faściszewski, 23-letni student geografii Uniwersytetu Gdańskiego, na wyprawę wyruszył 20 lipca. Nazwał ją Rowerową Wstęgą Bałtyku, bo postanowił objechać morze dokoła, trzymając się jak najbliżej linii brzegowej. Trochę dla siebie, trochę dla dziadka, trochę dla pradziadka. Postanowił bowiem odwiedzić miejsca, z których się wywodzą jego przodkowie - Rygę i Lipawę. A ponieważ dziadkowie pływali na Batorym i sporo czasu spędzili na wodzie, on przynajmniej Bałtyk chciał okrążyć.

Jechał samotnie, na rowerze z przyczepką Extrawheel, a więc w sumie na trzech kołach, pokonując dziennie przynajmniej 130-150 kilometrów. Raz przejechał 188, raz 190, w ciągu 10 godzin. To był jego rekord.

- Czasami robiłem małe przerwy - nie ukrywa. - Musiałem się zająć praniem, zadbać o rower i o własne zdrowie. Zdarzyło się, że zachorowałem albo wystrzeliła dętka i padła opona. To było w Szwecji, po 4 tysiącach przejechanych kilometrów. Dętka eksplodowała z takim hukiem, że w pierwszej chwili zatrzymałem gwałtownie rower i skuliłem głowę, bo myślałem, że zaraz coś spadnie.

Dziurę łatał w wielkiej ulewie, a po nową oponę, zostawiając cały majdan na poboczu, wybrał się stopem, z kołem w ręku. Żeby w sklepie nie pomylili wymiarów. Gdy pękł widelec, łączący rower z przyczepką, na nowy, w ramach gwarancji, musiał czekać aż sześć dni.

Jeśli ktoś go pyta, co było podczas tej wyprawy najtrudniejsze, odpowiada bez wahania: dobre miejsce na nocleg. Szczególnie w Rosji miał z tym problem. Za Petersburgiem każdą wolną przestrzeń przy drodze zajmował barszcz Sosnowskiego. Taka roślina, której sok w kontakcie ze skórą powoduje poparzenia. A znani z gościnności Rosjanie nie pozwalali rozbić namiotu w ogrodzie. Nie lepiej było w Finlandii. W Estonii i Szwecji natomiast - bajka. Spotykał wyłącznie życzliwych ludzi.
Jeśli ktoś go pyta, gdzie było najpiękniej, bezradnie wzrusza ramionami. Cieszyły go i mijane krajobrazy, i kolejne kilometry, obcowanie z naturą i zabytki, skaliste wysepki wyłaniające się z wody i dzikie plaże. A także białe noce, które przypominały nieustający zachód słońca.

Ale generalnie pogoda go nie rozpieszczała. Często jechał w deszczu, walcząc z silnym wiatrem.
- Najgorszy był wiatr z boku - podkreśla. - Zarzucał na środek drogi. Nawet w Szwecji nie było to bezpieczne. Zwłaszcza że ścieżka rowerowa, czyli cyklospared, prowadziła często po drodze szybkiego ruchu E22. A tam pobocze raz ma szerokość pasa roboczego, a raz tak jest wąskie, że trzy kółka z trudem się mieszczą.

Zobacz zdjęcia z wyprawy Janka Faściszewskiego

Rower górą

Samotny rowerzysta budzi ciekawość. Na Litwie i w Estonii wszyscy chcieli się z nim fotografować. W Rosji pytano go, po co się tak męczy: dla sportu czy dla pieniędzy? W Szwecji traktowano z respektem. Tam rowerzysta ma pierwszeństwo na szosie. - Już wcześniej, bo w Estonii i Finlandii, kierowcy mnie zadziwili - wspomina. - Mógłbym jechać środkiem ulicy i nikt by nawet nie zatrąbił, tylko kulturalnie ominął.

Ale dopiero w Danii, w Kopenhadze, przekonał się, jak bardzo jest ważny. - To miasto rowerowe! - wykrzykuje. - Inne mogą się przy nim schować. Nawet Oulu, w Finlandii, poważane przez europejskich cyklistów. Ja w Kopenhadze przeżyłem szok. Takiej liczby rowerzystów po prostu jeszcze nie widziałem. Tamtejsze ścieżki rowerowe to istne autostrady! Stoję na skrzyżowaniu, czekam na zmianę świateł, a razem ze mną kilkudziesięciu innych rowerzystów. Potem każdy kierowca nas przepuszcza. Tam nawet ronda zrobione są z pierścieniem dla rowerów! Rowerzyści mają pierwszeństwo!

W Niemczech, mimo niepogody i deszczu, pedałował przez trzy doby. Drogi równe, rowerzyści poważani, gnał bez przeszkód. A w Polsce ledwie przekroczył granicę, ponownie przeżył szok. - Za bardzo się przyzwyczaiłem przez tych parę tygodni do przywilejów - tłumaczy. - W Kołobrzegu wjeżdżam na rondo, a samochód się zwyczajnie przede mnie wpycha, niemal mnie tratuje.
Co dalej? Przede wszystkim - wróci na uczelnię. Promotor pewnie jest ciekaw, jak mu poszło. Przed wyjazdem obiecał bowiem, że połączy wyprawę z… pisaniem pracy magisterskiej na temat "Zróżnicowania antropopresji na wybranych odcinkach strefy brzegowej Bałtyku". Antropopresja to negatywny wpływ działalności człowieka na środowisko. Gdy przemierzał nadmorskie tereny, bacznie się tym brzegom przyglądał. Ale informacji zbyt wiele nie odnotował. Teraz musi to nadrobić. I to błyskawicznie, zanim wyruszy na kolejną wyprawę. Chodzi mu po głowie Laponia. Chciałby ją przemierzyć na nartach. Oczywiście, zimą.

Ostatniej zimy, wraz z Krzysztofem Paulem i Krzysztofem Dowgiałą, przeszedł na nartach zamarzniętą Zatokę Botnicką. W środę, 26 października, o godz. 19, będą wspominać tę wyprawę w gdańskim klubie Zejman.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto