Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hodowla psów jak z horroru. Kilkadziesiąt rasowców uratowanych przez KTOZ

Piotr Rąpalski
Piotr Rąpalski
Inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami odnaleźli i zlikwidowali nielegalną hodowlę psów. Warunki w jakich przebywały zwierzęta budzą grozę. Pod opiekę KTOZ trafiło kilkadziesiąt psów rasowych. Inspektorzy w przejmujący sposób opisują tę interwencję...

OPIS INTERWENCJI:

"Z pamiętnika inspektora relacjonują Adam, Joanna, Filip i Anna.

Trudno opisać tę interwencję - wielu szczegółów ujawnić w tej chwili nie możemy.

Zauważyli Państwo, że w czasie ostatnich dwóch miesięcy pod naszą opiekę trafiło kilkadziesiąt rasowych psów…? Nie wzięły się z powietrza, trafiły do nas z rąk hodowcy, albo przynajmniej z rąk osoby, która za hodowcę się uważała.
Rzeczony „hodowca” to człowiek totalnie amoralny, produkujący szczeniaki z taką samą troską z jaką produkowałby ścierki do naczyń albo wkładki do butów. Towar się rodzi, trzeba go przetrzymać do czasu, gdy zacznie wyglądać na gotowy do wydania, a potem szybko sprzedać byle komu i byle gdzie. Towar i jego bezpośrednich producentów można trzymać gdziekolwiek bądź, karmić najtańszą karmą rozmoczoną w wodzie, nie ma też sensu zwiększać kosztów produkcji jakimiś szczepieniami czy odrobaczeniami, przegląd weterynaryjny to też zbędna fanaberia. Ma być tanio i szybko, a straty spowodowane tym, że towar czasem się psuje i umiera są wkalkulowane w biznes.

Mogło to tak nadal hulać, ale „hodowca”, oburzony faktem wypowiedzenia mu lokalu postanowił się na właścicielu locum zemścić – wybrał się zatem osobiście do naszego biura i zgłosił potrzebę interwencji u osoby wynajmującej . Przekazał nam, że w prowadzonym przez nią hotelu warunki są złe, że psy trzymane są w ciemnych piwnicach, a w lodówkach jest pełno psich zwłok… Że wynajmujący czerpie z tego strasznego procederu zyski, zaś zgłaszający to człowiek wrażliwy, głęboko przejęty złym losem psów.

Jedziemy.

Właściciela nie ma na miejscu, ale na ogrodzeniu wielkimi cyframi wypisany jest numer telefonu – dzwonimy więc i okazuje się, że zaraz ktoś do nas podjedzie. Czekamy więc, a potem zaczynamy kontrolę – oglądamy cały obiekt, psich gości hotelowych, psy hodowane przez właściciela hotelu (legalna hodowla), psy prywatne – domowników.
Zajmuje nam to dobrych kilka godzin, bo psów jest sporo, a my skrupulatnie oglądamy wszystko: zwierzaki, boksy, wybiegi, budy. Po tym przeglądzie mamy kilka zastrzeżeń – pewne rzeczy są do ewidentnej poprawki, ale dramatu, który został nam przedstawiony w zgłoszeniu nie odnajdujemy.

Po drodze naszą uwagę przyciąga znajdujący się na terenie hotelu osobny domek mieszkalny (ten, w którym jeszcze mieszka osoba, która nam interwencję zgłosiła) i biegające za jego ogrodzeniem psy: wielbiciel modnych ras krzyknąłby z zachwytu: są tam joreczki, mopsiki, cawaliery i jacki russele…

Po zakończeniu kontroli postanawiamy zajrzeć do naszego czułego zgłaszającego i… tutaj dopiero zaczyna się tango, bo okazuje się, że jego psy, te yorki, mopsy itd. naprawdę wymagają interwencji. Tego dnia możemy zrobić tylko szybki przegląd – okazuje się, że te kanapowce mieszkają na zewnątrz, w wyśmienitych, cienkościennych budach w stanie lekkiego rozpadu.

Zgłaszający stwierdza, że nie on tam jest gospodarzem i że nie on odpowiada za kiepskie warunki. Zaglądamy również do domu – ponoć jest świeżutko wysprzątany, ale smród zwala z nóg; trudno, żeby było inaczej skoro w jednym pomieszczeniu przebywa kilkanaście psów. Część jest pozamykana w klatkach kennelowych, mamusia-jorczka z progeniturką mieszka sobie w uroczym kartonie, jakiś biedak chowa się przed nami pod meblem... Wizytujemy też pomieszczenie, w którym jest chyba jeszcze zimniej niż na zewnątrz – tu też dramatycznie śmierdzi, a w starej skrzyni bez dna (taki kojec…) żyją sobie dwa szczeniaki JRT. Ich mamusie mieszkają na zewnątrz. One i tak wygrały los na loterii – co prawda w błocie, ale żyją... w przeciwieństwie do znakomitej części ich potomstwa.

Cóż, to w końcu producentki, maszynki do robienia pieniędzy, wystarczy im minimalna opieka.

Zgłaszający stwierdza, że psy chętnie nam odda – korzystamy z propozycji skwapliwie i w podróż z nami ruszają dwie mamusie i dwa szczeniaczki – z tych malutkich stworzeń wydobywają się powalająco ogromne fale smrodu. Cały ten psi kwartet ląduje w lecznicy, a przegląd lekarski nie pozostawia złudzeń: zwierzaki są zagłodzone prawie na śmierć, z anemią, zarobaczone, rokowania dotyczące szczeniaków są ostrożne. Czuły opiekun doprowadził je prawie pod tęczowy most.

Tydzień później ponownie jedziemy do zgłaszającego. Skrupulatnie sprawdzamy wszystkie zwierzęta znajdujące się pod jego opieką – okazuje się, że część z nich zgłaszający przywiózł ze sobą, część zaś została mu przekazana pod opiekę przez prowadzącego hotel, który postanowił zmniejszyć liczebność swojej hodowli.

Tego dnia zabieramy parę przebywających na zewnątrz, straszliwie wychudzonych jorków. W lecznicy okazuje się, że są maksymalnie zaniedbane.

A zgłaszający interwencję dzwoni do nas z pytaniem, kiedy zwierzątka do niego wrócą – potencja zarobku się marnuje przecież!

Kolejny wyjazd kilka dni później – tym razem właściciel hotelu i nadal formalny właściciel psów prosi nas o zabranie spod wątpliwej opieki swojego lokatora, psów mieszkających na zewnątrz – tego dnia zgarniamy więc ekipę mopsów, cavalierów i jacków w różnym wieku, a ich właściciel podpisuje zrzeczenie.

Jedziemy z nimi bezpośrednio do lekarza – wszystkie śmierdzą jak stado bawołów, wszystkie mają kłopoty ze skórą, kłopoty z uszami, kłopoty z oczami... Strach pomyśleć, co działoby się z nimi dalej. Jeszcze przez jakiś czas produkowałyby towar, a co potem…?

Te są już uratowane, ale gdzieś z tyłu głowy kołacze nam bolesna świadomość, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej – góry ludzkiej pazerności, podłości, nikczemności, której ofiarami są i pozostaną zawsze ci najsłabsi.
Właścicielka dostaje zobowiązanie, aby dwa psy, które mieszkały do tej pory na zewnątrz, bez budy, zostały zabrane do mieszkania lub mają zostać wyposażone w ocieplone budy. Za kilka dni pojedziemy sprawdzić czy wywiązała się z zobowiązania.

Jakiś czas później dostajemy wiadomość od właścicielki posesji, na której mieszka pseudohodowczyni, że na płocie, w reklamówce znalazła zwłoki jednego z psów owej kobiety.

Rzeczywiście z oględzin zwłok wynika, że jest to jeden z psów, które widzieliśmy podczas pierwszej kontroli. Ciało zostaje zabezpieczone i skierowane na sekcję. Jej wynik:

"W okolicy karku obecna rana cięta skóry, wykonana pośmiertnie o długości 4 cm, prawdopodobnie po usunięciu transpondera. Przerwanie ciągłości skóry w okolicy podgardla. Stwierdzono stan utrzymania i odżywienia zły. Zwłoki wychudzone. Na ciele stwierdzono przerwanie ciągłości skóry w okolicy podgardla i lewej strony żuchwy oraz opuszek łap przednich i tylnych. Tkanki sprawiają wrażenie wygryzionych pośmiertnie. Skóra pokryta długą sfilcowaną pozlepianą sierścią barwy brązowej, powłoki brzuszne zwiotczałe. Doły głodowe zapadnięte, tkanka podskórna miernie wykształcona, tkanka tłuszczowa barwy kremowej, miernie rozwinięta. Z przeciętych naczyń wypływa niewielka ilość prawidłowo krzepnącej krwi. W okolicy podgardla widoczne poszarpane mięśnie, zmiany sięgające do krtani i tchawicy. Mięśnie szkieletowe słabo wykształcone, symetryczne, blade. Po lewej stronie klatki piersiowej obecne złamanie żebra 9 i 10, z przerwaniem ciągłości mięśni międzyżebrowych. W jamie klatki piersiowej obecność krwistego płynu w ilości około 50 ml. Węzły chłonne prawidłowej wielkości, barwy szarawej. Widoczne przekrwienia płatów przeponowych, obecne pęknięcie miąższu płuca do ogonowego przeponowego, płuca lewego. Pozostałe płaty płuc barwy jasno-czerwonej, powietrzne, konsystencji poduszkowatej."

Czyli, na podstawie wykonanej sekcji wnioskujemy, że pies musiał zostać kopnięty, co spowodowało pęknięcie żeber i uszkodzenie płuc. Następnie reszta psów musiała uszkodzić zwłoki. Właścicielka zorientowawszy się, że pies nie żyje, postanowiła pozbyć się czipa, tym samym uniemożliwiając ustalenie, kto jest jego właścicielem. Są to tylko przypuszczenia, ale na tyle prawdopodobne, że musimy o nich napisać.

Mija termin zobowiązania. Jedziemy sprawdzić, jak ma się ta dwójka zwierząt, które mieszkała na zewnątrz. Rzeczywiście - zwierzęta zostały zabrane przez właścicielkę do mieszkania.

W mieszkaniu nadal panuje okropny fetor - wszędzie walają się odchody psów. Na łóżku również znajdujemy psie fekalia, które właścicielka odgarnęła kocem.

Sierść psów wymienionych w zobowiązaniu, została doprowadzona do porządku.
Niestety - w tej sytuacji nie ma podstaw do odbioru reszty zwierząt.

Mija kilka tygodni - wraz z przedstawicielami Urzędu Gminy Biskupice, GOPS-u, Powiatowego Inspektoratu Weterynarii z Wieliczki oraz tłumaczem i psychologiem ponownie jedziemy na miejsce.

Zwierzęta zastajemy utrzymywane w pokoju budynku mieszkalnego, znajdującego się na terenie posesji. Nasza kontrola ma bezpośredni związek ze zgłoszeniem z dnia 10 lutego 2023, które do biura KTOZ wpłynęło za pośrednictwem pełnomocnika Wojewody Małopolskiego.

Na miejscu ustalamy, że pod opieką pani przebywają 24 psy – w tym 11 szczeniąt w wieku od trzech tygodni do 3 miesięcy, a także ptak ozdobny – kanarek.

Miejscem utrzymywania psów i ptaka jest pokój o powierzchni ok. 12 - 13 m kwadratowych, którego spora część była zajęta przez meble, a także transportery na zwierzęta, klatki kenelowe i łóżko dziecinne, pełniące rolę prowizorycznego kojca dla co najmniej czterech szczeniąt.

W pokoju panuje ogromny bałagan, a w powietrzu czuć intensywny odór przebywających w nim zwierząt i ich odchodów. We wspomnianym wcześniej prowizorycznym kojcu, widzimy cztery szczeniaki (dwie samice i dwa samce), których rasę pani określa jako „rosyjski pies salonowy”. Szczenięta grzęzną we własnych odchodach.

W pokoju znajduje się również rozkładane łóżko, czy raczej sofa, na której stoi brudny transporter z dwoma szczeniętami w wieku ok. 3 tygodni.

Obok, w kącie pokoju, w bezpośrednim sąsiedztwie szafy ściennej, w klatce kenelowej jest suka rasy rosyjski pies salonowy (RPS) z trójką ok. 3-miesięcznych szczeniąt. W ustawionej obok, nieco mniejszej klatce kenelowej zamknięta kolejna dorosła suka, ta w typie pudla. Dodatkowo - na werandzie budynku mieszkalnego mieszkają dwa ok. 3 miesięczne szczenięta w typie pekińczyka.

Po pokoju luzem biega jeszcze 13 dorosłych psów: 3 dorosłe samce RPS, para psów (samica i samiec) w typie pekińczyka, kolejny dorosły samiec RPS, dwa ok. 8. miesięczne szczeniaki (samce) RPS, suczka RPS w podeszłym wieku (co najmniej ok. 10 lat), suczka RPS matka 3 miesięcznych szczeniaków i jeszcze dwie karmiące samice.
W kenelu, w którym utrzymywana jest suka z trzema szczeniakami zauważamy surowe mięso drobiowe, mocno zanieczyszczone i wręcz zmieszane z sierścią – jest to jedyne pożywienie, do którego psy w danym momencie mają dostęp.

To nie wszystko - Na podłużnym meblu przy jednej ze ścian jest również niewielkich rozmiarów klatka – w niej kanarek. Zarówno na podłodze klatki jak i w pojemniku, w którym zazwyczaj serwuje się jedzenie, piętrzą się ptasie odchody – wygląda to tak, jakby kanarkowy domek, nigdy nie był sprzątany.

Niepokój wzbudza też zachowanie pani – nie tylko nie przeszkadza jej panujący w mieszkaniu zapach, ale nie przeszkadzają jej również psie odchody, znajdujące się w jej własnym łóżku. Deklarując miłość do zwierząt, chwyta je w sposób, który może w nich wywoływać ból – ciągnie je za sierść, za łapy, nie zważając na to, że zwierzęta mogą przy tym ucierpieć.

Specyficzną cechą wszystkich zwierząt pod opieką tejże pani jest charakterystyczny odór ich samych i miejsca, w którym są utrzymywane. Część z nich ma ewidentnie zaniedbane, brudne uszy, co nasuwa podejrzenie, że pani nie dba we właściwy sposób o ich higienę. Co najmniej dwa z nich mają kłopoty z oczami – jeden ma nieleczony wrzód prawej rogówki, samica RPS ma całkowicie zaropiałe prawe oko, którego w ogóle nie otwiera.

W chwili rozpoczęcia interwencyjnego odbioru zwierząt, pani w ostentacyjny sposób kończy kąpiel jednego z nich, nie zważając na fakt, że w pokoju, w którym przebywają psy, jest otwarte okno – przy temperaturze ok. 3 stopni Celsjusza.
Stan zaniedbywania w utrzymywaniu psów i niechlujnych warunków bytowych, w jakich zwierzęta przebywały, znany był zarówno części obecnych na miejscu inspektorów z wcześniejszych kontroli, jak i pracownikom Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Zwierzęta przebywające w brudzie, w otoczeniu odchodów, karmione byle czym, były standardowym sposobem utrzymywania zwierząt w tym miejscu.

Ze względu na potworny smród panujący w pomieszczeniu, spisu oraz oględzin zwierząt, dokonujemy na zewnątrz, na werandzie.

Zwierzęta mają zaniedbaną sierść i śmierdzą, część z nich ma kamień nazębny, niektóre z nich mają mocno zanieczyszczoną wewnętrzną część uszu. Biorąc pod uwagę fakt, że zły sposób utrzymywania zwierząt trwał bez jakiejkolwiek poprawy od co najmniej końca listopada 2022 roku, i że nie sposób było przekonać właścicielkę, żeby zaniechała rozmnażania psów ze względu na niemożność zapewnienia im właściwej opieki zarówno bytowej jak i weterynaryjnej, a także podejrzenie, że o ile odbiór interwencyjny nie nastąpi danego dnia - właścicielka może zniknąć wraz ze zwierzętami albo może się ich pozbyć w celu uniknięcia odpowiedzialności za ich ewidentne zaniedbanie, podjęta zostaje decyzja o interwencyjnym odbiorze 24 psów. Odbiór następuje w asyście Policji oraz w obecności tłumacza.
Do pani wezwane zostaje pogotowie ratunkowe, ponieważ w trakcie oględzin psów zarzeka się, że o jeśli zwierzęta zostaną jej odebrane, ona popełni samobójstwo.

Niestety, nie udaje nam się uzyskać nawet ustnego zapewnienia od przedstawicieli Urzędu Gminy Biskupice, że wydadzą decyzję o odbiorze czasowym zwierząt. Nawet mimo osobistej rozmowy jednego z inspektorów z Panią Wójt, nic uzyskujemy żadnych zapewnień i w pewnym momencie, pracownicy gminy i gopsu opuszczają posesję, każąc nam przyjechać dnia następnego.

Nie godzimy się na to, żeby pozostawić tam zwierzęta, ryzykując, że znikną do naszej następnej wizyty, dlatego 24 psy i kanarek zostają zabezpieczone i przewiezione do Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie.

Właścicielce zostaną postawione zarzuty znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem."

Ubezpieczenie OC samochodu elektrycznego

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Hodowla psów jak z horroru. Kilkadziesiąt rasowców uratowanych przez KTOZ - Gazeta Krakowska

Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto