Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Henryk Łabędź - nowy szef Mechanicznych. Za mną droga od... pucybuta do prezesa

Paweł Chwał
Henryk Łabędź: „Trudno znaleźć w zakładzie osobę, która ma równie dużo entuzjazmu, co ja”
Henryk Łabędź: „Trudno znaleźć w zakładzie osobę, która ma równie dużo entuzjazmu, co ja” Paweł Chwał
Henryk Łabędź od 30 lat pracował w „Mechanicznych”, teraz stanął na czele zbrojeniowej spółki. Minister Antoni Macierewicz przed nominacją powiedział do niego: „Proszę mnie nie zawieść!"

Był Pan w wojsku?

No pewnie, jak każdy prawdziwy mężczyzna (śmiech, przyp. red.). Odsłużyłem swoje dla ojczyzny w jednostce łącznościowej w Gorzowie Wielkopolskim. Poniekąd dzięki temu było mi łatwiej później odnaleźć się w pracy w Mechanicznych.

Czy był Pan zaskoczony propozycją objęcia sterów Zakładów Mechanicznych?

Niespecjalnie. Byłem na to dobrze przygotowany. Po raz pierwszy proponowano mi fotel prezesa już dziesięć lat temu, kiedy do władzy doszło PiS, ale wtedy odmówiłem i na stanowisku pozostał Jacek Ramian. Teraz uznałem, że mój czas już nadszedł, że jestem gotowy na to, aby wziąć odpowiedzialność za losy zakładu w swoje ręce.

Jakie zadanie postawił przed Panem minister Macierewicz?

Pan minister nie musiał wiele mówić. Wiem, co mam robić. W uszach słyszę jednak wciąż jego słowa: „Proszę mnie nie zawieść”. Będę robić wszystko, aby tak się stało.

Czyli była to decyzja polityczna...

Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby PiS nie było obecnie przy władzy, to mojej nominacji by nie było. Ale na pewno nie jestem prezesem z nadania politycznego. Gdyby tak było, to decyzja taka zapadłaby już dawno, a nie dziewięć miesięcy po wyborach. Ja na pewno nie jestem przypadkową osobą na tym stanowisku. Mam odpowiednie kwalifikacje i wiedzę do pełnienia tej funkcji. Z Mechanicznymi związany jestem już od blisko 30 lat. Moja kariera przypomina amerykański sen. Przeszedłem bowiem przysłowiową drogę od pucybuta do prezesa. Do zakładów trafiłem w 1987 roku. Byłem pracownikiem Działu Zaopatrzenia, potem Działu Rewizji Gospodarczej. Od 22 lat miałem zaszczyt kierować komisją zakładową „Solidarności”. To właśnie dzięki pracy w związkach nabrałem najwięcej niezbędnego doświadczenia.

Zakłady kilkakrotnie stawały nad przepaścią. Groziła im nawet likwidacja. Czy w sytuacji, kiedy byt przedsiębiorstwa był zagrożony, trudniej było walczyć o podwyżki płac i lepsze warunki zatrudnienia dla załogi?

Nigdy nie stawiałem postulatów, które byłyby nie do spełnienia. Mam nadzieję, że teraz moi koledzy związkowcy, również nie będą stawiać mnie pod ścianą, ale współpracować, w duchu odpowiedzialności za losy zakładu. W takim sektorze, jak zbrojeniówka, potrzeba skupienia i wyciszenia. Spory, jak najbardziej mogą być, ale wyłącznie merytoryczne, a nie pod publikę.

To niecodzienna sytuacja, że związkowiec został prezesem. Czy załoga może liczyć na to, że wkrótce odczuje tę zmianę w swoich kieszeniach?

Szczerze mówiąc, ja już zapomniałem o tym, że byłem związkowcem. Teraz jestem prezesem i na tej roli przede wszystkim się koncentruję. Co do podwyżek, to oczywiste, że muszą być! Kierownicy zarabiają w firmie już bardzo dobrze, w przeciwieństwie do pracowników fizycznych, których wkład w rozwój firmy jest równie duży. Od ich zaangażowania i entuzjazmu zależy bowiem, czy uda się zrealizować wszystkie zamówienia na czas. A mnie marzy się, aby Mechaniczne, pod moimi rządami, słynęły nie tylko z jakości, co również z terminowości dostaw. Proszę załogę o kwartał cierpliwości. W tym czasie chcę zaznajomić się szczegółowo z finansami firmy i poszukać rezerw, które mogłyby zostać przeznaczone na wzrost wynagrodzeń.

W Mechanicznych pracuje 700 osób. Czy będą nowe przyjęcia?

Jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza na produkcji. Związane jest to oczywiście z tym, jakie projekty będziemy realizować. W naszym portfolio jest w tym momencie wiele produktów - od osobistego uzbrojenia żołnierzy po działa przeciwlotnicze. W każdej chwili może się pojawić zapotrzebowanie, na któryś z nich, stąd musi być utrzymana tzw. gotowość produkcyjna. Wszyscy z niecierpliwością czekamy jednak na finał negocjacji z MON w sprawie dostaw systemu przeciwlotniczego „Pilica” dla polskiej armii. Podpisanie umowy to kwestia tygodni. Dzięki tylko temu kontraktowi zakłady miałaby zapewniony spokojny byt na najbliższych kilka lat, a pracę od razu znalazłoby co najmniej 100 dodatkowych osób.

Czy był Pan za oddzieleniem produkcji cywilnej od zbrojeniowej?

Nie było innego wyjścia. Wyspecjalizowanie się w branży zbrojeniowej było warunkiem przetrwania zakładu. Mój poprzednik podjął odważną decyzję, która w ostatecznym rozrachunku okazała się właściwa.

Wy przetrwaliście, ale Fabryka Maszyn zajmujące się produkcją cywilną upadła...

Niestety. Takie są prawa rynku. Rady nie dali zarówno Anglicy, jak i Niemiec, a mój kolega ze związków, który do końca próbował walczyć o ten zakład i prawa pracownicze, przypłacił to poważnymi problemami ze zdrowiem, które odbijają się na nim do dzisiaj.

Przetrwał Pan kilku prezesów w Mechanicznych. Który z nich - Pana zdaniem - zapisał się najlepszymi zgłoskami dla zakładu?

Trudno mi wskazać jedną, konkretną postać. Zarówno Artur Łysakowski i Jacek Ramian byli osobami o dużej wrażliwości społecznej i zależało im na losie pracowników. Natomiast Krzysztof Jagiełło zrobił dużo, aby wyprowadzić Mechaniczne na prostą.

Zgadzając się na fotel prezesa musi mieć Pan świadomość tego, że wcześniej czy później zostanie odwołany i pańska przygoda z Mechanicznymi nieodwracalnie się skończy...

O odwołaniu na razie nie myślę, podobnie jak o wakacjach. Jestem pełen energii i zapału do pracy, a w zakładzie nie ma drugiej takiej osoby, która miałaby równie wiele entuzjazmu, co ja. Od pewnego czasu sam nosiłem się z zamiarem rezygnacji z szefowania zakładowej „Solidarności”, bo jako związkowiec wypaliłem się i dobrze się stało, że ta nominacja pojawiła się właśnie teraz. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że teraz jest moje 5 minut, które chcę jak najlepiej wykorzystać. Swoje rządy zaczynam od rozmów z kierownikami. Jeśli między mną, a którymś z nich nie będzie „chemii”, to się rozstaniemy. Będę stanowczy. Jak będzie zgrany zespół to przyjdą efekty pracy, a para nie będzie iść tylko w gwizdek.

Nowy zarząd ZMT
Henryk Łabędź był dotychczas wiceprzewodniczącym NSZZ Solidarność w Małopolsce i szefem organizacji związkowej w Zakładach Mechanicznych. Z chwilą wyboru do zarządu Mechanicznych zrezygnował z funkcji związkowych. Ma 54 lata, jest tarnowianinem, absolwentem kierunku zarządzanie i marketing na KUL. Zasiadał w radach nadzorczych Tarnowskiego Klastera Przemysłowego, MPK w Tarnowie i Funduszu Gospodarczego Regionu Małopolskiego.

Wiceprezesem zarządu został kolejny tarnowianin - płk. rez. Tomasz Berezowski a członkiem zarządu - Łukasz Komendera z Bielska-Białej. Obaj w przeszłości byli już związani z ZMT jako dyrektorzy: handlowy i techniczny.

Zakłady Mechaniczne zatrudniają 700 osób. Od 2012 roku są połączone z z Ośrodkiem Badawczo-Rozwojowym. Należą do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która skupia ponad 60 firm sektora zbrojeniowego.

ZOBACZ TAKŻE: Wszystko co musisz wiedzieć o Pokemon GO

źródło: naszemiasto.pl

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto