Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dramat rodziny z Łęk Górnych. Stracili dach nad głową

Paweł Chwał
Wstępne ustalenia wskazują na to, że jako pierwsze zapaliło się jedno z aut w garażu. Do użytku nie nadaje się również ciągnik
Wstępne ustalenia wskazują na to, że jako pierwsze zapaliło się jedno z aut w garażu. Do użytku nie nadaje się również ciągnik Paweł Chwał
Sześcioosobowa rodzina cudem uszła z życiem. Z płonącego budynku uciekli w ostatniej chwili. Ogień strawił część gospodarczą oraz poddasze. Mieszkanie również nie nadaje się teraz do użytku.

To była chwila. Dawid Ożóg próbował jeszcze jakoś wyjechać samochodem z garażu, ale uniemożliwiły mu to płomienie, które wydobywały się już na zewnątrz z objętego ogniem pomieszczenia. Jego ojciec chwycił w ręce węża ogrodowego i starał się nim za wszelką cenę ugasić ogień, który trawił dobytek życia jego rodziny. Nie na wiele to się jednak zdało.

Pożar, który wybuchł przed tygodniem w Łękach Górnych, pozbawił dachu nad głową sześcioosobową rodzinę: rodziców z dwójką nastoletnich dzieci i dziadków. Wstępne ustalenia wskazują na to, że zabudowania (dom z przylegającym do niego budynkiem gospodarczym) zajęły się od jednego z samochodów, który prawdopodobnie jako pierwszy stanął w ogniu. Ostateczne przyczyny ustali policyjne dochodzenie.

- Nie było późno, bo około godziny 17.30. Byliśmy już wszyscy w domu. Nic nie było czuć, ani widać. Gdybym nieco wcześniej wyszedł do garażu, to być może udałoby się jeszcze coś uratować, albo stłumić ten pożar w zarodku. A tak to nic już nie byliśmy w stanie zrobić. Ogień był już tak duży - opowiada Marian Ożóg, ojciec rodziny.

Pożar najpierw objął część gospodarczą, trawiąc doszczętnie między innymi dwa samochody i ciągnik, a następnie przeniósł się przez dach i poddasze na sąsiednie skrzydło, w którym znajduje się część mieszkalna.

- W pewnym momencie usłyszałam nawoływanie o pomoc i zobaczyłam syna sąsiadów, który roztrzęsiony biegł w stronę głównej drogi, skąd po chwili zaczęły nadjeżdżać jeden po drugim wozy strażackie na sygnale. Z domu sąsiadów już wtedy wydobywały się kłęby dymu, a przez trójkątne okno na poddaszu wydobywały się ogniste jęzory - relacjonuje Anna Bańdur, która mieszka nieopodal.

Ożogowie nie mieli już czasu na to, aby ratować dobytek. Uciekali w tym, co mieli na sobie.

- Dobrze, że w ogóle uszliśmy z tego pożaru z życiem. O wynoszeniu czegokolwiek nie było mowy. Nawet komórki i torebki z dokumentami nie zdążyłam zabrać ze sobą. Musieliśmy się sami ratować - opowiada ze łzami w oczach Krystyna Ożóg.

Straty oszacowano wstępnie na 300 tys. złotych. Pożar przeżyli bardzo mocno rodzice pani Krystyny, a zwłaszcza jej tata. Już raz przechodzili bowiem przez podobną gehennę, gdy ogień strawił ich dom rodzinny w sąsiednim Zwierniku. Jego odbudowa zajęła im wówczas dobrych kilka lat.

- Na pewno nie zostawimy tej rodziny bez pomocy. To nasi sąsiedzi, a tragedia, która ich spotkała, wstrząsnęła całą wioską - zapewnia Barbara Błońska, sołtys Łęk Górnych.

W związku z pożarem zdecydowano już o przyspieszeniu zebrania wiejskiego. Odbędzie się ono w najbliższą niedzielę, a jednym z jego punktów będzie podjęcie decyzji o wycince drzew z zasobów leśnych sołectwa, które miałoby zostać przekazane Ożogom na wykonanie nowego dachu domu. Planowana jest także zbiórka publiczna dla pogorzelców. Każdy, kto chciałby wesprzeć poszkodowaną rodzinę, może już także przelać dowolne datki na specjalne konto, które dla nich uruchomił urząd gminy (Bank Spółdzielczy w Pilźnie, nr: 27 9477 0001 0015 3373 3000 0020, tytuł: Pomoc w potrzebie - pożar).

Samorząd zaoferował pogorzelcom również miejsce w gminnym budynku, który opuścili najemcy. Ożogowie nie skorzystali jednak na razie z tej propozycji, bo tymczasowy dach nad głową znaleźli u rodziny w Pilźnie.

Od piątku na miejscu pożaru pracują likwidatorzy szkód z ramienia ubezpieczyciela. - Rozmiar zniszczeń jest naprawdę ogromny. To przerażające, co się tutaj stało. Ze swojej strony mogę zapewnić, że postaram się zrobić wszystko, aby należne pieniądze z tytułu odszkodowania zostały jak najszybciej wypłacone - zadeklarował naszemu reporterowi przedstawiciel PZU S.A.

Ożogom nie przelewa się. Chcieliby jak najszybciej wrócić do siebie, ale zdają sobie sprawę z tego, że bez wsparcia innych nie będzie to szybko możliwe.

- To osoby bardzo skromne, którym proszenie o jakąkolwiek pomoc przychodzi z trudem. Dlatego w ich imieniu apeluję o to ja. Z otwartymi rękami przyjmiemy zwłaszcza blachę na dach, styropian na elewację, farby, żeby to wszystko na nowo pomalować i odnowić oraz panele, płytki i inne materiały wykończeniowe. Część mieszkalna wprawdzie nie spłonęła, ale wszystko jest przesiąknięte dymem zalane wodą, której uzyli strażacy. Praktycznie wszystko nadaje się tam do wymiany - mówi sołtys Błońska.

WIDEO: Jak zabezpieczyć dom przed pożarem?

Autor: Dzień Dobry TVN, x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto