Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tarnów: policjant na służbie zaraził się żółtaczką typu C. Teraz walczy o życie

Barbara Jaworska
Artura Lewickiego nie stać na opłacenie wysokich kosztów specjalistycznego leczenia
Artura Lewickiego nie stać na opłacenie wysokich kosztów specjalistycznego leczenia Barbara Jaworska
Dramat Artura Lewickiego rozpoczął się w 2004 roku. To miała być zwykła interwencja, po rozboju na nastolatku. - Kiedy zakładałem napastnikowi kajdanki, skaleczyłem siebie i jego. To było małe zadrapanie, które zbagatelizowałem. Ale zapamiętałem, jak zatrzymany powiedział, że jest zarażony wirusem HCV. To również nie zrobiło na mnie większego wrażenia, bo zatrzymywane przez nas osoby często chcą nas przestraszyć - opowiada policjant. Tego zdarzenia nie zgłosił u przełożonych, uważając, że sprawa jest zbyt błaha. To był błąd brzemienny w skutki.

W 2007 r. Lewicki poczuł się źle. Zrobił badania okresowe, a lekarz medycyny pracy, który je obejrzał, stwierdził, że nie dopuści go do dalszej służby. Tarnowianin rozpoczął wędrówkę po lekarzach, wykonał badania. Wreszcie usłyszał diagnozę: wirusowe zapalenie wątroby typu C. - Nawet wtedy nie przejąłem się. Żółtaczka - przecież to da się wyleczyć - wspomina.

Ale okazało się, że ta żółtaczka jest nieuleczalna. Pan Artur trafił do szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej, na oddział zakaźny. Przeprowadzono szczegółowe badania, które wykazały, że u niego poziom wirusa HCV wynosi 38 milionów cząsteczek we krwi, podczas, gdy średnia ilość w przypadku tego typu zakażeń wynosi 2-4 miliony cząsteczek. Jego wątroba była martwa, lekarze dawali mu kilka miesięcy życia.

W dąbrowskim szpitalu, pod opieką doktora Zbigniewa Martyki, przeszedł 48-tygodniową kurację. - Wymagało to wielkiej determinacji, czułem się bardzo źle, potrzebna była pomoc psychologa. Ale dzięki pomocy lekarzy i ogromnemu wsparciu rodziny, a przede wszystkim żony, która pilnowała mnie na każdym kroku, udało się zwalczyć wirusa. Niestety, badania wykonane pół roku później wykazały, że znów się odrodził i jego poziom nadal wzrasta - mówi Artur Lewicki.

Na zrefundowanie przez Narodowy Fundusz Zdrowia drugiej tego typu kuracji nie może już liczyć. Pozostaje mu opłacenie kosztownego leczenia. Szuka możliwości za granicą, nawiązał kontakty ze specjalistycznymi ośrodkami na Ukrainie, w Szwajcarii i Niemczech.

Nadziei upatruje w klinice we Lwowie, która ma bardzo dobre wyniki, a po zapoznaniu się z historią choroby pana Artura jej szef daje mu 90 procent szans na wyleczenie. - Tam stosuje się lek, który u nas jest w fazie badań klinicznych. Uważany jest on za bardzo skuteczny - podkreśla policjant. - Wierzę, że jeśli raz udało mi się zwalczyć wirusa, to uda się i po raz drugi. Ten właśnie dodatkowy lek ma za zadanie zapewnić, że wirus nie utrzyma się w szpiku kostnym, jak to miało miejsce podczas pierwszej kuracji.

Policja: Nie zostawiliśmy Artura

- Pan Artur ma wysoką rentę, komendant podniósł jego dodatek do wysokości, jaką otrzymują policjanci po kilkudziesięciu latach służby, skorzystał z dwóch zapomóg, także koledzy zorganizowali dla niego zbiórkę pieniędzy - wymienia Olga Żabińska. Zaznacza również, że radiowozy są wyposażone w odpowiedni sprzęt, natomiast są sytuacje, w których nie zawsze da się go użyć. - Kiedy policjant rzuca się w pościg za podejrzanym, często nie ma czasu nakładać rękawiczek - dodaje rzeczniczka. - Niestety nie zgłosił tego wypadku od razu, a o wszelkich takich zdarzeniach powinno się informować przełożonych bezzwłocznie.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Tarnowa. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto