Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niepokój po pożarze w Synthosie w Oświęcimiu

bok
Każda duża awaria w Synthosie w Oświęcimiu budzi niepokój wśród mieszkańców. Prezes Synthos Dwory 7 twierdzi, że szkody były niewielkie. Specjalna komisja zbada przyczyny ostatniego pożaru.

Sobotni pożar w firmie Synthos wywołał niepokój wśród mieszkańców Oświęcimia. Marek Rościszewski, prezes zarządu Synthos Dwory 7, oświadczył, że w trakcie zdarzenia i po nim nie było żadnego zagrożenia dla ludzi i środowiska, ale nie przekonał jednak wielu oświęcimian.
– Po co w takim razie było aż tylu strażaków? – zastanawia się Łukasz Marciniak, jeden mieszkańców. W gaszeniu pożaru, który wybuchł w sobotę o 4.30 w budynku degazacji wydziału polimeryzacji uczestniczyło 25 zastępów PSP z Oświęcimia i Krakowa, OSP i Zakładowa Służba Ratownicza, a kolejnych dziewięć zastępów – jak dodaje kpt. Ryszard Dudek – czekało w odwodzie. W sumie w akcji gaśniczej uczestniczyło 132 strażaków. Jedna osoba była ranna, 43-letni pracownik, z poparzoną dłonią trafił do szpitala. Komendant PSP w Oświęcimiu Piotr Flipek ocenił, że cała akcja przebiegała sprawnie, co nie było proste, bo źródło ognia znajdowało się na wysokości 22 m. Jego zdaniem procedury postępowania w takich sytuacjach zadziałały i dzięki temu udało się ograniczyć zagrożenie i straty. Synthos otwiera listę zakładów w Małopolsce o dużym ryzyku wystąpienia awarii przemysłowej. W technologii stosuje się tutaj takie niebezpieczne substancje, jak amoniak, etylobenzen, styren, butadien. Paweł Musiał, inny oświęcimian przypomina pożar w Centralnym Magazynie Butadienu w lecie 1992 roku.
– Nad zakładami pojawił się wielki na kilkadziesiąt metrów słup ognia, a potem wszystko spowił wielki czarny dym. Wielu zastanawiało się, czy nie uciekać z miasta – mówi mieszkaniec Starych Stawów.
Śmierć poniósł wówczas jeden z pracowników. –Było groźnie, bo w sąsiedztwie palącej się instalacji było dziewięć pełnych zbiorników z butadienem, każdy po 600 m sześc. – mówi Jan Babiarz, ówczesny dyrektor oświęcimskiego kombinatu chemicznego. – Butadienu nie można było zgasić, bo doszłoby do wybuchu. Musiał do końca się wypalić – dodaje.
W latach 70. spłonął cały oddział etylobenzenu. – Kiedyś, gdy zakłady produkowały i magazynowały chlor to był strach, bo jest to gaz, który pełza po ziemi. Teraz już nie ma tak dużych obaw – mówi Marian Grubka z Monowic, dzielnicy Oświęcimia, gdzie ludzie przez płot sąsiadują z Synthosem. Od powstania zakładów w 1945 podczas różnych awarii zginęło 70 pracowników.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto